wtorek, 27 maja 2014

O sztuce, Gdańsku i zbrodni


Przestrzenie miejskie są wdzięcznym miejscem dla rozegrania się akcji kryminału. Prawie każde miasto ma swoje sekrety, oryginalną historię i specyficzny klimat. Do tego różne zaułki, podejrzane miejsca są doskonałym tłem, aby przedstawić na nim efektowne pościgi czy dyskretne śledzenie. Miasto może być także bohaterem powieści. Od autora zależy czy przedstawi je w realiach współczesnych, czy przeniesie akcję w czasy mniej, bądź bardziej odległe. Jedno jest pewne — umiejscowienie wydarzeń w konkretnym mieście otwiera przed autorem wiele możliwości. Stąd swoje miejsce w polskiej literaturze kryminalnej mają takie miasta jak: Lublin (za sprawą Marcina Wrońskiego), Wrocław (uchwycony w kryminałach Marka Krajewskiego) czy przedwojenny Lwów (bardzo klimatycznie zarysowany w książkach Pawła Jaszczuka). Do tego grona można zaliczyć także Gdańsk, który jest tłem i miejscem akcji kryminału Anny Klejzerowicz. „Sąd ostateczny” — bo o nim mowa — rozgrywa się jednak nie tylko w Gdańsku, ale w całym Trójmieście. Dodatkowo mamy tu także nawiązania do sztuki, wątki miłosne  oraz zbrodnie popełniane z dość specyficznym okrucieństwem.



Dla osób czytujących kryminały, „Sąd ostateczny” z pewnością wyda się utworem znajomym. Dzieje się tak dlatego, że autorka wykorzystuje w nim motywy dobrze znane w literaturze kryminalnej. Zacznijmy od głównego bohatera, którym jest dziennikarz Emil Żądło. Poznajemy go, kiedy jest w zupełnej rozsypce. Nie wiedzie mu się zarówno zawodowo jak i prywatnie. Jest rozwiedziony, żona utrudnia mu kontakty z synem oraz wyrzuca mu ciągły brak przelewu z obecnymi i zaległymi alimentami. Mamy więc dobrze znanego bohatera z nieudanym życiem. Jednak w tym tunelu porażek pojawia się dla Emila nieoczekiwane światełko nadziei. Przypadkowo spotyka córkę swojej dawnej sąsiadki, która wraz z chłopakiem postanowiła założyć wydawnictwo i wydawać bezpłatną gazetę, utrzymywaną jedynie z reklam. Póki co nie jest to przedsięwzięcie zbyt dochodowe, ale młodzi uważają, że mają przed sobą świetlane perspektywy. Proponują Emilowi współpracę. Dziennikarz zgadza się i po wypiciu paru piw w towarzystwie pary, obiecuje skontaktować się z nimi następnego dnia. Następny dzień przynosi jednak rozczarowanie. Telefon chłopaka milczy. Jak się potem okazuje, para została brutalnie zamordowana. Emil więc z osobistych pobudek, jak i z zamiłowania do rozwiązywania kryminalnych zagadek, zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, którego efektem będą zaskakujące odkrycia.



Jeśli chodzi o postać mordercy, również skonstruowany jest tak, aby przywodzić na myśl skojarzenia z licznym korowodem innych powieściowych morderców. Mamy więc tu motyw szaleństwa czy narrację prowadzoną z perspektywy mordercy. Zaglądamy także w jego myśli i motywy postępowania, które — za co należy się plus — obszernie wyjaśnione są także w partiach końcowych powieści.



Przejdźmy jednak do wątków, które pojawiają się tylko w kryminale Anny Klejzerowicz (chyba, że pojawiają się też w innych powieściach kryminalnych, o których nie wiem). To przede wszystkim uczynienie swoistego bohatera z dzieła malarskiego. Jest nim „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga. Na nim (chyba nie zdradzę zbyt wiele z fabuły) wzoruje się w swoich poczynaniach morderca. Ale jest też w powieści przedstawiona historia samego obrazu, ukazująca również kontekst współczesny. Do tego mamy także interpretację scen ukazanych na płótnie. Są to te części książki, które najbardziej przykuwają uwagę i jeśli zamierzeniem autorskim było zainteresowanie czytelnika historią obrazu oraz w ogóle sztuką, to zabieg ten w pełni się udaje.



„Sąd ostateczny” jest moją drugą, po „Liście z powstania”, książką Anny Klejzerowicz. To co rzuca się w oczy po przeczytaniu tych dwóch pozycji (nie wiem jak jest w przypadku innych), to fakt, że autorka lubuje się w dobrych zakończeniach. Toteż i Emil Żądło, po życiowych porażkach, odnajdzie swoje szczęście. Jak i inni bohaterowie. A skoro jestem już przy bohaterach, to nie mogę nie wspomnieć o pewnym małym bohaterze o imieniu Bolero, który miał swój autentyczny, i skuteczny, udział w schwytaniu mordercy. Kim jest i co zrobił? O tym oczywiście w książce.



Z formalnego punktu widzenia „Sąd ostateczny” jest kryminałem skonstruowanym bardzo poprawnie. Ale muszę porównać go z poprzednią czytaną przeze mnie książką tej autorki. I muszę także przyznać, że „List z powstania” wzbudził we mnie większe emocje i czytelniczą przyjemność. Myślę, że tkwi to w niesztampowym potraktowaniu kryminalnego schematu. Od „Listu...” nie mogłam się oderwać, „Sąd...” natomiast czytało mi się lekko i przyjemnie. Jednak na tyle przyjemnie, aby mieć chęć poznania dalszych losów Emila Żądło i zagadek kryminalnych, które przyjdzie mu rozwiązać. 





A. Klejzerowicz, Sąd ostateczny, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2014.

środa, 21 maja 2014

Diabły w Moskwie


O „Mistrzu i Małgorzacie” zwykło się mówić, że jest to jedna z ważniejszych powieści dwudziestego wieku. Należy także dodać, że jest to również najważniejsza książka Michaiła Bułhakowa, nie tylko na tle całej twórczości pisarza, ale także jako utwór, któremu autor poświęcał szczególną uwagę. Uważał go za dzieło swojego życia, pisane przez dwanaście lat i poprawiane niemalże do samej śmierci, w którym zawarł nie tylko główną myśl, ale i rzeczywiste przeżycia, ubrane w kostium powieściowy. „Mistrz i Małgorzata” jest więc utworem z kluczem, który dla znających kontekst jego powstania, jest dosyć prosty do odnalezienia. Przede wszystkim jednak jest to powieść o uniwersalnym przesłaniu, którego nie przykrywają autorskie rozliczenia z trudami życia. Co więcej, ubrane w fantastyczne szaty, tworzą magiczną rzeczywistość, w której wszystko jest możliwe.

Rzecz dzieje się w Moskwie, rozpoczyna się pewnego upalnego wiosennego dnia. Między redaktorem literackiego czasopisma, a młodym poetą toczy się dyskusja na tematy około religijne. Redaktorem jest Michał Aleksandrowicz Berlioz, a poetą Iwan Nikołajewicz Ponyriow, publikujący pod pseudonimem Bezdomny. Do rozmowy dwóch interlokutorów włącza się trzecia osoba – dziwnie, wręcz nieziemsko, wyglądający mężczyzna, który przepowiada Berliozowi szybką i niechybną śmierć. Niedowierzanie redaktora jest tak ogromne, jak po fakcie jego śmierci zaskoczenie i zgroza, którą poczuł Bezdomny. Poeta pragnąc złapać enigmatycznego mężczyznę, w którym rozpoznał jakąś dziwną siłę nieczystą, zostaje odebrany przez otoczenie jako wariat. Jego szaleństwo potwierdza także lekarz toteż Iwan Nikołajewicz Ponyriow zostaje zamknięty w szpitalu dla chorych umysłowo. Tymczasem w mieście zaczynają się dziać rzeczy zgoła dziwne i niewytłumaczalne: pieniądze zamieniają się w niepotrzebne śmieci, po ulicach biegają roznegliżowane kobiety, czarny kot kupuje bilet w tramwaju, pewna niewiasta przemienia się w czarownicę i ulatuje przez okno na miotle, jeden delikwent w enigmatyczny sposób przenosi się w okamgnieniu w miejsce oddalone o tysiące kilometrów... A wszystko to, jak się okazuje, dzieje się za sprawą diabła, który wraz ze swoją przerażającą świtą zatrzymał się w Moskwie i postanowił trochę namieszać w życiu jej mieszkańców.

Zamieszanie, które udało się diabłu wywołać, paraliżuje życie miasta, co świadczy o mocy oddziaływania zjawisk irracjonalnych na ogólną świadomość danej społeczności. Strach i szaleństwo kładzie się cieniem nad całym miastem. Diabelski korowód zdaje się jednak bawić wyśmienicie. Sceneria jego zabawy dodatkowo skąpana jest w mrokach nocy, rozpraszanej blaskiem księżyca, co tworzy specyficzny klimat tajemniczości i grozy. Stąd można w powieści odnaleźć motywy i rekwizyty wykorzystywane w takim gatunku jak horror. Jednak atmosfera ciągłej zabawy, humorystyczne scenki i dialogi, sprawiają, że w trakcie lektury bardziej odczuwa się atmosferę radości niż strach i grozę. Bułhakow wykorzystuje także motywy dobrze znane we współczesnej mu literaturze. Mamy więc tu scenę balu, który odbywa się u szatana oraz wagę przypisaną do motywu księgi, rozumianej tu jako rekwizyt mający duży wpływ na losy świata i jego historię. Kreacyjna moc słowa, zawartego w księdze, jest ogromna. Słowo może nie tylko stwarzać kanoniczną wersję historii, ale mieszać to co realne z tym co nieziemskie bądź fikcyjne. Przekonuje się o tym tytułowy Mistrz. Świadomość tę posiada także jego ukochana Małgorzata, która zrobi wszystko, aby zachować rękopisy swego kochanka i mentora. Księga ma tu jednak również inne znaczenie. To nie tylko zapisane kartki, ale przede wszystkim historia, która została na nich zapisana. Dlatego też zniszczenie rękopisu nie jest dla Mistrza tragedią, historia istnieje w jego głowie. Spalenie księgi ma w powieści także wymiar metaforyczny, jest symbolem porzucenia starego i rozpoczęcia nowego życia.

Powieść ma kilka wątków. Do głównych należy zaliczyć: miłość Mistrza i Małgorzaty oraz historię Jeszui, czyli Jezusa Chrystusa. Główna myśl, która wyłania się z powieści, jest natomiast następująca: bez względu na historyczne zawirowania, nawet jeśli opatrzone są stygmatem tajemniczości i irracjonalności, świat podążą swoim stałym, niezmiennym rytmem. Zdarzenia bywają zapominane, a w tym całym pozornym chaosie jest jednak porządek, konsekwencja i powtarzalność: „[...] wszystko będzie tak, jak być powinno...” – mówi tytułowa bohaterka na koniec historii i powieści.

Z czytaniem klasyki bywa różnie. A zwłaszcza z wrażeniami z jej lektury. Bywa, że dany klasyk okazuje się niemiłosiernie nudny, nie wciągający i trudny do zrozumienia. Przy czytaniu „Mistrza i Małgorzaty” uczucie znużenia towarzyszyło mi tylko na początku. Mniej więcej w połowie, przy drugiej części, byłam już zaczytana totalnie. Na uznanie z pewnością zasługują przedstawione z niezwykłym rozmachem sceny balu, czy lotu Małgorzaty nad miastem. Do tego oryginalne i kolorowe postacie, przedstawione w niekonwencjonalnych sytuacjach. „Mistrz i Małgorzata” to nie tylko klasyk, ale barwna i wciągająca lektura, która porywa atmosferą, historią i postaciami. Zdecydowanie warta przeczytania. 


M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, przeł. I. Lewandowska, W. Dąbrowski, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 1990.