Rzadko zdarzają się książki, które podczas lektury
wywołują uśmiech na twarzy nie znikający od pierwszych stron aż po ostatnie
kartki. Jakże ogromne było moje zdziwienie, gdy okazało się, że do takich
książek z całą pewnością mogę zaliczyć powieść Wojciecha Kuczoka „Spiski”.
Przeczytawszy „Gnój”, książkę przytłaczającą, ponurą i dość pesymistyczną, po
„Spiskach” spodziewałam się nie tyle kontynuacji tematu, ale na pewno podobnego
klimatu i kolejnej ważkiej tematyki. Tymczasem otrzymałam powieść przygodową,
przyprawioną humorem, rozgrywającą się w przestrzeni górskich widoków, w
świecie jakby poza czasem i na styku mitu z rzeczywistością.
Wczytawszy
się jednak głębiej w tekst nie można nie zauważyć, że aspekt czasowy jednak
nieco wpływa na góralski świat. Donośnym echem odbijają się w górskiej
przestrzeni wydarzenia sportowe czy przemiany ustrojowe. Dzieje się to za
sprawą turystów, którzy licznie przybywają w góry i na kwatery góralskie.
Napływ ten przypomina trochę młodopolską chłopomanię, jednak próby bratania się
ceprów z góralami dla tych pierwszych mają często komiczny koniec, a to w
postaci niedotrzymywania kroku w piciu wódki, zbałamuceniu córki przez
dorodnego górala, czy uwięzieniu w drewutni pod zarzutem sprowadzenia na
góralską wioskę nieszczęścia.
Mimo wszystko
pozaczasowość ma swój oddźwięk w postaci zabobonnych wierzeń, atawistycznych
zachowań i legend, których wiarygodności nikt z miejscowych nie kwestionuje.
Górale tkwią w swoim świecie sprzed wieków i żaden rozwój techniki nie
przybliża ich do postępu myślowego. W powieści Kuczoka ukazani są jako
pierwotny lud, zawsze skory do bitki i wypitki. Można dyskutować czy takie obrazowanie
jest krzywdzące, albo wręcz przeciwnie – z dużą dozą sympatii i humoru ukazuje
górali jako pełnych energii i życia osobników. Jednak niezaprzeczalnym faktem
pozostaje, że pokazani zostali w sposób barwny, przykuwający czytelniczą uwagę
i budzący emocje. Dodatkowo daje się przecież wyczuć, że historia dąży raczej
do groteski i satyry niż rzeczywistego obrazowania.
Właściwie w
„Spiskach” „obrywa się” nie tylko góralom, ale i ceprom. Wkraczając na
autochtoniczne tereny góralskie, wkraczają jednocześnie w inny świat, w którym
muszą się odnaleźć. A jak to w takich przypadkach bywa, próby dostosowywania
się bywają czasem nieudolne i komiczne.
Świat
powieści Kuczoka miesza nie tylko mit z rzeczywistością, ale koreluje ze sobą
także świat snu i marzenia z życiem. Narrator ubarwia relację niemalże z
mitomańską konsekwencją: a to poprzez opowieść o spółkowaniu z kilkuosobowym
chórem dziewic, historię o orgii widzianej w epicentrum górskiej mgły, czy
epizod o góralach porastających mchem. Opowieści te nie tylko dodatkowo
ubarwiają powieść, ale też mają na celu uwiarygodnienie mitu góralszczyzny jako
obszaru niezwykłego i baśniowego, na którym możliwe są najbardziej
niewiarygodne przeżycia.
Nie byłoby
jednak tego świata, gdyby nie język powieści. Kuczok po raz kolejny udowadnia
niezwykłą pod tym względem świadomość. Język to jednak niezaprzeczalny atut nie
tylko „Spisków”, ale całej twórczości Kuczoka. Autor operuje słowami
wykorzystując nie tylko ich bogactwo, ale też podwójne znaczenia, co daje w
efekcie ciekawe gry językowe. W warsztacie pisarza sprawność językowa to cenny
atut, bo sprawia, że nawet najmniej wyszukana tematyka nabiera blasku (vide:
Schulz). W przypadku Kuczoka dodatkowo rozbudza czytelniczą ciekawość, która
sprawia, że chce się czekać na kolejną jego książkę.
W. Kuczok, Spiski.
Przygody tatrzańskie, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz