poniedziałek, 25 lutego 2013

Wojciech Kuczok: „Gnój”


          Przemoc w rodzinie to trudny temat. Zwłaszcza jeśli obiektem przemocy staje się najbardziej bezbronny jej członek czyli dziecko. Literatura jednak porusza takie tematy, a książka Wojciecha Kuczoka pt. „Gnój” pokazuje, że ten trudny temat można przedstawić nie tylko w sposób poruszający najbardziej wrażliwe struny odpowiadające za empatię i pewien rodzaj litości, ale też, że historię dziecka poddanego przemocy domowej można opowiedzieć przyprawiając ją dozą humoru. I pod takim kątem starałam się książkę Kuczoka czytać. Powieść Kuczoka to nie tylko rodzinny dramat, mimo że taki rodzaj odczytu narzuca się od pierwszych stron części zatytułowanej „Wtedy”, ale to również tragikomedia rodzinna z ojcem w roli głównej.

          Zanim jednak poznajemy starego K., tak nazywa ojca główny bohater i jednocześnie narrator powieści, przyglądamy się jego genealogii rodzinnej. Rodzina starego K. przed wojną aspirowała do wyżyn społecznych. Jednak na wybudowaniu domu przez ojca starego K. i planach matki o zatrudnieniu służby aspiracje rodziny musiały poprzestać. Wybuchła wojna, a po jej zakończeniu rodzinę K. ledwo było stać na utrzymanie dwupiętrowego domu, toteż parter został odsprzedany obcym ludziom, którzy ze względu na pochodzenie spotykali się raczej z pogardą ze strony swoich nowych współlokatorów – matka starego K. zupełnie ignorowała obecność nowych mieszkańców domu, okazując im w ten sposób swoją wyższość.

             I mimo, iż narrator zauważa, że stary K. nie spotykał się z przemocą ze strony swojego ojca oraz, że w historii rodziny nie ma żadnych śladów, które miałyby jakikolwiek wpływ na sadystyczny charakter starego K., to jednak nie sposób nie powiązać pierwszych doświadczeń starego K. i wpływu jego rodziny na to kim stał się w dorosłym życiu. Przede wszystkim niespełnione ambicje rodzinne co do wyrwania się z nizin społecznych musiały jednak mieć wpływ na osobowość K. Z relacji syna wynika, że stary K. był mimo wszystko człowiekiem ambitnym, aspirował zawsze do rzeczy wielkich, ponadto miał poczucie, że jest człowiekiem lepszym od innych – ambicja i wyższość, te cechy z pewnością wyniósł z rodzinnego domu.

              No tak, ale co ma ambicja i poczucie wyższości do stosowania przemocy wobec własnego dziecka. Okazuje się, że w przypadku starego K. ma bardzo dużo. Mimo, że narrator-dziecko przedstawia ojca jako tyrana stosującego kary cielesne zamiennie z psychicznym terrorem, to nie sposób w tej relacji nie zauważyć także innego charakteru K. Jest to osobowość, która przy takich cechach jak ambicja i poczucie wyższości nie jest w stanie zrealizować się na żadnym polu. To życiowy nieudacznik, który kompleksy wynikłe z braku dowartościowania ego, leczy tłukąc dzieciaka w poczuciu, że właśnie w ten sposób posiadł jakiś rodzaj władzy nad innym człowiekiem. W rzeczywistości to żałosny typ, niespełniony malarz, który nie może liczyć nawet na szacunek swojej żony.

              Jest więc tragedia. A co z komizmem? Śmieszność to przede wszystkim komizm w kreacji postaci starego K. Chociaż w tym miejscu należałoby także wspomnieć o rodzeństwie K. – siostrze-dewotce oraz bracie starym kawalerze. Obie te persony to postaci też w jakimś sensie psychicznie skrzywione, oddane jednak w powieści dość humorystycznie. Wracając jednak do starego K., jego śmieszność przejawia się często w prostych czynnościach z życia codziennego: szorowanie zębów do krwi uważa za oznakę ich zupełnego wyczyszczenia, syna w czasie choroby leczy swoistego rodzaju muzykoterapią puszczając mu płyty z muzyką poważną (którą oczywiście syn znienawidzi do końca życia), chcąc zrobić dziecku niespodziankę przynosi petardy, które okazują się niewypałami (nie dość, że sytuacja sama w sobie jest komiczna, to pokazuje, że nawet zrobienie dziecku zwykłej niespodzianki okazuje się dla K. przedsięwzięciem nie na jego miarę), K. próbuje także swoich sił w wyborach samorządowych – klęska zamiast nauczyć go pokory staje się oczywiście pretekstem do oskarżania innych za własną porażkę. Istna tragifarsa rodzinna, w której najsłabszym ogniwem okazuje się stary K. Nie bezbronne dziecko, które w końcu opuszcza rodzinny dom, ale właśnie słaby, głupi, niespełniony i żałosny stary K. Szkoda tylko, że piekło jakie K. zgotował chłopcu nie da się całkowicie wymazać z pamięci i zawsze gdzieś ten cień rodzinnego domu jednak do chłopca wraca.  

Co natomiast z tytułem? Interpretacja raczej nie nastręcza wielu trudności. Chłopiec już w życiu dorosłym ma sen, który często do niego powraca. W jego rodzinnym domu pękają rury kanalizacyjne, a ich zawartość zalewa wszystkie pomieszczenia. Gnój i smród to metafora skrywanych wśród czterech ścian rodzinnych brudów, takich jak np. rodzinna przemoc. Nie da się jednak skrywać ich w nieskończoność, prędzej czy później wypłyną niepowstrzymanym strumieniem.

Ale w powieści gnój funkcjonuje także jako obelga. Chłopiec często słyszy ją rzucaną pod swoim adresem. Gnojem określa także żona starego K. I chyba to jedna z adekwatniejszych interpretacji tytułu. Bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto własne kompleksy leczy w tak słaby sposób jak stosowanie przemocy wobec własnego dziecka?


W. Kuczok, Gnój, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2004.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz