Istnieją przynajmniej dwie strategie literackie, za
pomocą których można opowiedzieć o doświadczeniu lub przestrzeni akcentując
nowość i świeżość opisywanego zjawiska. Pierwsza strategia to opowieść z
perspektywy dziecka, która każdemu doznaniu dodaje nie tylko odcienia czegoś
zupełnie nowego, ale też ukazuje je w perspektywie tajemnicy, bo nowe często
jest też zagadkowe. Natomiast druga strategia to narracja prowadzona z punktu
widzenia przybysza. Taka opowieść oprócz pierwiastka nowości zawiera także
aspekt porównawczy, ponieważ przybysz często nową przestrzeń konfrontuje z
miejscem, z którego przybył. Czesław Miłosz bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z
zalet obu tych strategii. Pierwszą posłużył się w autobiografizowanej powieści
„Dolina Issy”, drugą natomiast wykorzystał w tomie esejów „Widzenia nad Zatoką
San Francisco”.
Geneza
książki jest następująca: rok 1960, Czesław Miłosz otrzymuje od Uniwersytetu
Kalifornijskiego zaproszenie, na które odpowiada i przybywa na uczelnię. Po
kilku miesiącach zostaje wykładowcą na stanowisku profesora języków i literatur
słowiańskich. Efekt jest taki, że Miłosz zostaje w Stanach na stałe. Wydane w
1969 roku „Widzenia na Zatoką San Francisco” są eseistycznym podsumowaniem
dziewięcioletniego pobytu w Kalifornii, ale też obrazem społeczno-mentalnej
Ameryku lat sześćdziesiątych.
Oprócz
eseistycznego charakteru utworu można także wydobyć z niego cechy reportażowe:
„Książka ta jest z pozoru reportażem europejskiego
obserwatora, który znalazł się w Ameryce, ściślej w Kalifornii, w latach
sześćdziesiątych dwudziestego wieku”.
Z pozoru, ponieważ:
„W rezultacie zamiast reportażu
otrzymujemy wyprawę w głąb siebie, wewnętrzny portret kogoś, komu wypadło żyć w
epoce globalizacji i pierwszego lądowania człowieka na Księżycu”.
Ale nie tylko. „Widzenia nad
Zatoką San Francisco” to świadectwo dużej erudycji przejawiającej się w
analizowaniu kwestii religijno-społecznych oraz przywoływaniu kontekstów
historyczno-literackich. Miłosz opowiada także o człowieku i jego miejscu
względem przyrody, o tym jaki wywiera ona wpływ na człowieka i jak cudownym
jest zjawiskiem, w którym odzwierciedlają się wszystkie ludzkie emocje:
„Jak to jest, że obrazy Natury
zdają się zawierać w sobie barwy naszych wzruszeń i namiętności, że bywa ona
pogodna, groźna, uśmiechnięta, ponura, dobrotliwa, łaskawa, żałobna?”.
Od takich stwierdzeń już tylko
krok do snucia rozważań na temat istoty symbolizmu w poezji, które oczywiście
autor snuje.
Snuje także rozważania o człowieku jako jednostce
umasowionej przez reklamę i komercjalizację. W rozważaniach tych jest dość
podobny do Gombrowicza i jego teorii o człowieku jako istocie zniewolonej przez
formę:
„Zewsząd, z telewizji, z
pism ilustrowanych, z filmu, z ogłoszeń przy szosach, celuje we mnie zachęta do
zdrowia i szczęścia, jak mam się myć, odżywiać, ubierać, jest przedmiotem
czyjejś troski i muszę rozpoznawać siebie w niezliczonych kroczach zalecających
najbardziej elastyczny slip, w piersiach przybranych w najponętniejsze bra,
w muskulaturze ramienia natartego najlepszą oliwą”.
„Widzenia
nad Zatoką San Francisco” to wieloaspektowa książka. Jest zarówno zapisem
jednostkowego doświadczenia, jak i próbą zobaczenia tego doświadczenia w
szerszym kontekście i zuniwersalizowania go, czyniąc tym samym owo
doświadczenie charakterystycznym rysem osobowości intelektualisty
umiejscowionej w określonym czasie i miejscu.
Cz. Miłosz, Widzenia nad Zatoką San Francisco,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz