środa, 3 września 2014

Pisarz, największa fanka, szaleństwo

W tle słychać przyjemną muzykę, która z powodzeniem mogłaby ilustrować staroświecką scenę miłosną. Na pierwszym planie widzimy twarz kobiety o niebieskich oczach i gładko uczesanych włosach. Jej pełne usta z przejęciem opowiadają jakąś historię. Nic nie zwiastuje tego, co za chwilę ma się wydarzyć. Może jedynie przerażone oczy mężczyzny, który leży unieruchomiony na łóżku. Kobieta układa między jego stopami kawałek drewna, bierze do ręki młotek, po czym bezceremonialnie uderza nim w stopy mężczyzny. Słychać przeraźliwy i donośny krzyk wyjącego z bólu mężczyzny. Nadal mamy przyjemną muzykę w tle. Kobieta wyznaje mężczyźnie miłość. Tak jest w filmie. Film nosi tytuł "Misery". Natomiast treść książki o tym tytule jest bardziej makabryczna. Annie Wilkes w powieści Stephena Kinga nie bierze do rąk młotka, lecz siekierę. Po czym równie bezceremonialnie odrąbuje mężczyźnie, Paulowi Sheldonowi, stopę. Ale nie tylko ta scena została w filmie nieco odbrutalizowana. "Misery" Stephena Kinga pełna jest sytuacji, które film Roba Reinera, albo pomija, albo podaje w wersji mniej brutalnej. Stąd znając film, bez przeszkód można odkrywać powieść Kinga, licząc na napięcie oraz chwile zaskoczenia.

Paul Sheldon jest autorem poczytnych romansów o Misery Chastain. Bohaterka tandetnych romansideł, jak postrzegają je krytycy literaccy, przyniosła Sheldonowi sławę i pieniądze. On jednak pragnie zerwać etykietkę pisarza popularnego i napisać wybitniejszą powieść. W tym celu, aby na zawsze pożegnać się z Misery, uśmierca ją w ostatniej powieści. Następnie pisze książkę o złodzieju samochodów, która nie tylko pisana jest ciekawą techniką, ale i językiem. Kiedy Paul kończy powieść, udaje się z nią do wydawcy. Niestety siadając za kierownicę, jest kompletnie pijany. Taka podróż nie może skończyć się dobrze. I nie kończy. Sheldon ulega wypadkowi i tylko cud, albo chichot losu, sprawia, że ratuje go Annie Wilkes. Zabiera go do swojego domu i zaczyna się nim w dość specyficzny sposób opiekować. Życie popularnego pisarza powoli przeradza się w koszmar.

W powieści "Msery" poruszonych jest kilka tematów. Na pierwszy plan wysuwa się motyw szaleństwa. Szalona jest Annie Wilkes. Jest to także, nieczęsto spotykany w literaturze, przykład kobiety-morderczyni. Kiedy spojrzymy na literaturę sensacyjną i kryminalną i zechcemy dostrzec kobiety w rolach morderców, to okazuje się, że nie jest ich tak wcale dużo. Zwykle w przypadku seryjnych morderców mamy do czynienia z bohaterami męskimi. Dlatego też Annie Wilkes na panteonie morderczych bohaterów jest swojego rodzaju ewenementem.

Kolejnym tematem jest motyw procesu twórczego. Stephen King odkrywa przed czytelnikiem jego kulisy oraz pokazuje z jakimi trudnościami spotyka się pisarz w trakcie pisania. Pisarstwo ponadto jest jak narkotyk. Paul Sheldon jest od niego uzależniony niemalże tak samo jak od tabletek podawanych mu przez Annie. Jest to także czynność, która trzyma piszącego przy życiu. W "Misery" dzieje się tak dosłownie. 

Biorąc do ręki "Misery" i oglądając wcześniej film, właściwie wiedziałam, czego mogę się po lekturze książki spodziewać. Film oglądałam parokrotnie, stąd historia uwięzionego przez psychofankę pisarza była mi bardzo dobrze znana. Książka jednak mile mnie zaskoczyła. Do tego stopnia, że czytałam w napięciu, z przejęciem, niecierpliwie pochłaniając kolejne strony. Plusem jest także zakończenie powieści, co w przypadku Stephena Kinga nie zawsze jest tak jednoznaczne. King słynie z umiejętności opowiadania wciągającej historii, ale zakończenia nie zawsze mu wychodzą. W przypadku "Misery" jest inaczej. Jest to powieść sprawiająca wrażenie od początku do końca przemyślanej. Dlatego też z przyjemnością zaliczę ją do moich faworytek, jeśli chodzi o twórczość Kinga.



Stephen King, Misery, przeł. Robert P. Lipski, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz