czwartek, 25 października 2012

Świat rzeczywistości zastępczych w powieści „Na krótko” Ingi Iwasiów


       Kreowanie rzeczywistości literackiej na zasadzie tworzenia wizji świata w przyszłości nie jest zjawiskiem nowym. Jednak motyw podglądania przyszłości jest na tyle kreacyjnie atrakcyjny, że nadal jest chętnie eksploatowany przez pisarzy, czy reżyserów. Atrakcyjność tego motywu polega przede wszystkim na możliwości kreowania rzeczywistości w wielu jej aspektach – np. technologicznym, architektonicznym, czy obyczajowym. Ponadto pisanie o świecie w przyszłości, świecie, którego jeszcze nie znamy, chociaż możemy antycypować pewne zjawiska na zasadzie doświadczenia, sprawia, że każdy twórca ma możliwość opowiedzenia o tym świecie czegoś zupełnie nowego i oryginalnego. A przynajmniej w aspekcie konstrukcji świata przedstawionego w utworze.

Nowa powieść Ingi Iwasiów „Na krótko” dzieje się właśnie w przyszłości. Zarówno czas jak i miejsce akcji nie są dokładnie skonkretyzowane. Jednak z rozrzuconych w utworze aluzji można się domyślić, że przedstawione zdarzenia rozgrywają się po roku 2020, a miejscem zdarzeń jest Wilno. Elementem łączącym poszczególne płaszczyzny powieści jest piętno kryzysu. Jest ono widoczne także w aspekcie polityki europejskiej. Kryzys przeżywa Unia Europejska. Objawia się on poprzez akty wystąpienia z niej niektórych państw członkowskich. Litwa jest właśnie jednym z krajów, które wystąpiło z Unii.

Jak wygląda świat po roku 2020? Przede wszystkim na jego obraz składa się zazębienie dwóch elementów – nowoczesności oraz nostalgii za tradycją i przeszłością. W świecie nowoczesnych gadżetów, wirtualnych zakupów ludzie mają potrzebę powrotu do stylu życia sprzed kilkunastu lat. Czasem jest to tylko snobizm, a czasem oznaka nieodnalezienia się w zastanej rzeczywistości. Aspekt ten ma swój namacalny wymiar poprzez stworzenie w miastach stref muzealnych, w których architektura i przedmioty zachowują swój dawny wygląd. Znudzeni zakupami w sieci klienci w strefach muzealnych mogą także dokonywać zakupów w realu.

Głównymi bohaterkami utworu są dwie, pozornie zupełnie różne, kobiety – Sylwia, pracownica naukowa jednego z polskich uniwersytetów, oraz Ruta, fryzjerka i właścicielka salonu fryzjerskiego. Kontrapunktem, w którym przecinają się losy obu bohaterek jest salon fryzjerski, w którym pracuje Ruta, a do którego przypadkowo wchodzi Sylwia. Zanim jednak spotkają się w salonie funkcję kontrapunktu spełni także miasto. Dla Ruty jest ono azylem, bardzo dobrze je zna i jest do niego przywiązana. Sylwia natomiast poznaje miasto z perspektywy przybysza i początkowo ma trudności z odnalezieniem się w nim. Zdaje sobie jednak sprawę, że jest tu tylko na krótko, w celu zbadania „czynników narodowych w ogólnej kulturze danego kraju”, a dokładnie w celu sprawdzenia na ile czynnik polski jest obecny w danej społeczności. Weryfikacji mają służyć ankiety, które przeprowadza w miejscowych bibliotekach. Jest to praca dotowana z funduszy europejskich i tego typu projekty podtrzymują sens istnienia wydziałów humanistycznych na uczelniach, ponieważ z braku chętnych wydziały te przeżywają kryzys.

Ale przede wszystkim kryzys dotyka ludzi, o których jest ta powieść. Konstrukcja świata w kryzysie jest tylko dopełnieniem ogólnego obrazu impasu, który przeżywają bohaterowie. Są to osobowości, które podobnie jak skonstruowany świat, tkwią w przeszłości. Sylwia często powraca do wspomnień związanych z romansem ze stryjem, Ruta nie może uwolnić się od uczuć, które wywołują w niej lata przeżyte z byłym mężem, Witek – brat Ruty, także tęskni do czasów, w których jego siostra była szczęśliwa, ponieważ razem z nią i jej mężem tworzyli zgraną paczkę lubiącą razem spędzać czas. Natomiast Tomek – mąż Sylwii, tęskni za początkiem ich wspólnego życia. Każdy z poszczególnych bohaterów snuje się więc nie tylko w świecie niemalże epatującym nostalgią, ale nosi ją również w sobie. Bohaterowie próbują także, w mniej lub bardziej świadomy sposób, znaleźć na to uczucie antidotum. Stwarzają sobie ułudy bądź próbują ucieczki. Sylwia ucieka w podróże, Tomek nawiązuje wciąż nowe romanse, Witek marzy o podróży do Ameryki, a Ruta wierzy, że jej mąż wyjechał „na krótko”.

Powieść nie daje jednoznacznych odpowiedzi, autorka nie ocenia swoich bohaterów, pokazuje jednak, że marzenia, konstruowanie rzeczywistości zastępczych, daje bohaterom poczucie pozornej lekkości bytu. Mimo wszystko zdają sobie oni z tego pozoru sprawę. Chyba bardziej chcą wierzyć, niż wierzą naprawdę, że podróże ukoją wspomnienia, romanse dadzą poczucie spełnienia, wyjazd do Ameryki stanie się początkiem nowego życia, a myślenie kategoriami „na krótko” odsunie prawdę, że były mąż wyjechał „na zawsze”. Czy znajdą na swoje życie inne antidotum? Trudno wyrokować, ponieważ autorka pozostawia w zakończeniu kompozycję otwartą. Ale połączenie takiej kompozycji z motywem umieszczenia akcji w przyszłości sprawia, że utwór zyskuje dzięki temu dodatkową wymowę – niezależnie od postępu technologicznego, upływu czasu, zmieniających się epok, ludzka mentalność bywa zwykle taka sama, a w każdym bądź razie postęp mentalny rzadko idzie w parze z postępem technologicznym.   


Inga Iwasiów, "Na krótko", Wielka Litera, Warszawa 2012.

piątek, 12 października 2012

Świat w spektrum autyzmu

        „Gdy wali się cały Twój świat, a snem staje się życie, gdy nie widzisz wyjścia z żadnej sytuacji, a jedynym sensem staje się śmierć... Gdy mówisz do kolegi, który nie istnieje, a z oczu ciągle płyną Ci łzy, być może też stoczysz się na dno szpitalnej rzeczywistości...”. Autorem tych słów jest Krystian Głuszko, młody chłopak, który nie tylko przeżył poszczególne etapy choroby prowadzącej do szpitalnej rzeczywistości, ale też postanowił napisać o tym książkę. Mimo, iż powrót do wspomnień związanych z rozwojem choroby, jej leczeniem, wracanie do okresów jej nasilenia, bywają dla autora momentami bolesne, nie da się ukryć, że pisanie ma też dla niego funkcję terapeutyczną. To dzięki pisaniu wychodzi do innych ludzi, a możliwość opowiedzenia swojej historii innym, być może chociaż w małym stopniu niweluje uczucie osamotnienia. Krystian poprzez swoją opowieść pragnie także przestrzec innych ludzi przed losem, który go spotkał.

Swoją opowieść-przestrogę rozpoczyna od opisu terapii (terroterapii), której był poddawany podczas pobytu w „klinice psychiatrii”. Składała się ona z metody elektrowstrząsów i wstrząsów insulinowych. Mimo, że ta druga metoda ze względu na niebezpieczeństwo narażenia życia pacjenta w większości krajów została wycofana już do 1970 roku, autor został jej poddany w jednym z polskich szpitali w roku 2003. Elektrowstrząsy natomiast pozostawiły uszczerbek na jego zdrowiu w postaci napadów padaczki oraz powracających ataków amnezji. Mimo, że te dwie metody leczenia w jego przypadku w ogóle nie powinny mieć miejsca – początkowo źle rozpoznano u niego, jak sam mówi, „chorobę podstawową”, to dodatkowo czynnik ludzki zawinił także przed samym przystąpieniem do leczenia metodą elektrowstrząsów:

„Zanim zaczęli telepać moją czaszką prądem, musieli zrobić mi wiele badań, owszem zrobiono, oprócz tego najważniejszego. Tego, które miało zadecydować, czy w ogóle mogę być poddany tym zabiegom. Trzydzieści procent całej populacji nigdy nie powinno leczyć się tą metodą, dlatego właśnie każdemu robione jest badanie EEG. Jednak trudno winić lekarzy za to, że była wówczas piękna pogoda i doskonały czas do wyjazdu na wakacje. A jeszcze trudniej obwiniać młodych, niedoświadczonych lekarzy, którzy zostali zmuszeni do podjęcia samodzielnej decyzji”.

Mimo, iż już sama relacja metod leczenia jest wstrząsająca dla czytelnika „z zewnątrz”, to nie mniejsze przerażenie budzą opisy tego co autor nosi w sobie. Po raz pierwszy opowiada także o swoich snach i psychozach:

„Później pojawiła się pierwsza psychoza. Mdlałem, wymiotowałem lub popadałem w histerię. Pierwszą pamiętam najlepiej. Wszędzie widziałem – tak wyraźnie i realnie jak ty widzisz teraz tę książkę – rozkładające się zwłoki rozszarpywane przez dzikie psy. Wszędzie krew, jęki, wrzaski! Halucynacje towarzyszyły mi bez przerwy, wykończony nimi, wychudzony, blady od ciągłego braku snu, trafiałem albo do gabinetu pani doktor, albo do kliniki psychiatrii”.

Wiele filmów i książek zawiera makabryczne sceny, ale zdrowy człowiek zawsze ma wybór – może wyłączyć telewizor, zamknąć książkę, czy nawet zamknąć oczy. Krystian natomiast zamykając oczy zawsze musiał się liczyć z tym, że przerażające obrazy mogą powrócić także w snach.

Historia Krystiana jest opowieścią o konsekwencjach złej diagnozy i złych próbach leczenia. Zaczęło się od tego, że kiedyś młody chłopak z objawami lekkiej depresji trafił do gabinetu psychologicznego, z którego skierowano go do leczenia u psychiatry. Ten natomiast bez prób rozmowy z chłopakiem zaaplikował mu leczenie farmakologiczne. Opowieść ta ma jednak też swoje lepsze momenty – przede wszystkim dużą rolę w życiu Krystiana odegrała miłość. Ostatecznie postawiono mu także właściwą diagnozę:

„(...) mój mózg jest inny od urodzenia... Ma cechy autystyczne, a ja diagnozę mieszczącą się w tym spektrum... Będę nadal brał te same leki, gdyż mój inaczej skonstruowany mózg wywołuje u mnie objawy różnych chorób psychicznych”.

Trudno oceniać taką książkę pod względem literackim. I właściwie takie oceny w tym przypadku nie mają sensu. Jest to po prostu bardzo osobiste wyznanie i świadectwo stanu emocjonalnego. Brakuje chronologii, czy ciągu przyczynowo-skutkowego, ale dzięki temu można chociaż trochę zbliżyć się do świata, w którym żyje Krystian, ale tylko zbliżyć bo:

„Już zawsze pozostanę kimś innym od reszty, a Ty nigdy nie zobaczysz świata tak, jak widzę go ja”.       


   


Krystian Głuszko, „Spektrum”, Wydawnictwo Dobra Literatura, Opole 2012.


piątek, 5 października 2012

„Wejście w zbrodnię” Jill Hathaway


Zjawisko literatury popularnej istnieje niezależnie od głównych nurtów literackich każdej epoki. Jednak wśród rozróżnień gatunkowych samego zjawiska można wyróżnić wiele cech wspólnych. Przede wszystkim jest to twórczość oparta na schematach wynikających z założeń danego gatunku. Kryminał cechuje dążenie do wyjaśnienia tajemnicy związanej z popełnioną zbrodnią – zwykle na początku mamy do czynienia z morderstwem, którego zagadkę próbuje rozwiązać ekscentryczny detektyw (wówczas jest to powieść detektywistyczna, będąca klasyką gatunku). Romans oparty jest na perypetiach kochanków, którym intrygi i przeciwności losu nie pozwalają być razem. Ostatecznie jednak miłość zwycięża i łączy przeznaczone sobie osoby. Ponadto w obręb literatury popularnej wpisują się takie gatunki jak: thriller, powieść grozy, fantasy, western i in. Często spotyka się także połączenia gatunkowe. I tak np. kryminał może zawierać wątki romansowe, elementy powieści grozy, czy odwoływać się do zjawisk z kręgu fantasy. Wszystko zależy od pomysłu i wyobraźni autora, który może także przełamywać schematy gatunkowe i proponować czytelnikowi nowe i zaskakujące rozwiązania. Takim ciekawym zabiegiem jest z pewnością zaproponowana przez Olgę Tokarczuk w powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych” perspektywa, z której czytelnik obserwuje mordercę. Wracając jednak do wspólnych cech gatunkowych literatury popularnej, należy zaznaczyć, że jest to przede wszystkim twórczość skierowana do masowego odbiorcy. Ma charakter rozrywkowy i jest częścią kultury masowej.

Literatura popularna jest także ciekawym zjawiskiem z punktu widzenia historii i teorii literatury. Zwłaszcza, że jej korzeni można dopatrywać się już w starożytności. W Polsce, jeśli chodzi o stan badań nad literaturą popularną, wydano dwie istotne pozycje: „Formy literatury popularnej” pod red. A. Okopień-Sławińskiej i „Słownik literatury popularnej” pod red. T. Żabskiego. Nadal jest to jednak obszar nie do końca odkryty. Stąd wraz z popularyzowaniem się tego typu czytelnictwa rośnie także zainteresowanie badaczy tym rodzajem literatury. Powstają nowe artykuły, na niektórych uniwersytetach prowadzone są wykłady i seminaria z literatury popularnej. Mimo, iż jest to twórczość operująca określonymi konwencjami, posługująca się znanymi motywami, kładąca nacisk głównie na wciągającą fabułę, oddziaływująca na sferę emocji i mająca dostarczać głównie rozrywki, nie sposób jej pominąć chcąc rzetelnie rekonstruować historię literatury.

Bogactwo gatunkowe literatury popularnej sprawia, że ma ona w swoim obrębie gatunki mniej lub bardziej cieszące się zainteresowaniem, zarówno czytelników, jak i samych piszących. Zauważalną tendencją jest popularność powieści kryminalnej. Szybkie zwroty akcji, tajemnica, możliwość wplatania wątków obyczajowych, romansowych, sprawia, że jest to gatunek niezwykle pojemny i atrakcyjny nie tylko z czytelniczego punktu widzenia, ale też z perspektywy piszącego, który posługując się właśnie tym gatunkiem może pokazać swój kunszt na kilku jednocześnie poziomach.

Schematem powieści kryminalnej posłużyła się także Jill Hathaway konstruując swoją debiutancką powieść. Mowa o książce „Wejście w zbrodnię”. Hathaway jest absolwentką wydziału literatury angielskiej na University of Northen Iowa. Ponadto jest nauczycielką w szkole średniej i w college’u. Swoją książkę kieruje głównie do młodych czytelników, ale jak zapewnia adnotacja na okładce, jest to także powieść dla szerszego grona odbiorców.

Główną bohaterką jest Sylvia Bell, która od śmieci matki cierpi na chorobę zwaną narkolepsją – w niespodziewanych momentach po prostu zasypia i traci kontakt z rzeczywistością, ale czy, aby na pewno? Jak sama twierdzi, są to momenty, w których wkrada się w ciała osób, które pozostawiły swój emocjonalny odcisk na przedmiotach, z którymi miała styczność. Zgubiony kolczyk, pozostawiona figurka, porzucona niedbale rękawiczka – wszystkie te przedmioty dla głównej bohaterki mogą stanowić wrota do świadomości innych osób. Pewnego razu pozostawiona w ten sposób kartka z kalendarza staje się wejściem w psychikę mordercy. Od tego momentu mamy już jasno do czynienia z powieścią kryminalną. Następuje ciąg zdarzeń zmierzających ku wyjaśnieniu tajemnicy popełnionej zbrodni. Niczym w klasycznej tragedii greckiej akcja dąży do punktu kulminacyjnego, którym jest rozwiązanie zagadki, a swoistym katharsis jest pozytywne zakończenie wątku miłosnego.

Czy rzeczywiście jest to powieść nie tylko dla młodego czytelnika? Nie wiem. Z pewnością jednak jest to książka, która w kategorii kryminał ma dość sporą konkurencję i obawiam się, że z wieloma klasykami gatunku tej konkurencji nie wytrzymuje. Przede wszystkim wątek romansowy jest tu bardzo ubogi, autorka posłużyła się najbardziej banalną kliszą, zaczerpniętą chyba z popularnego w latach dziewięćdziesiątych serialu młodzieżowego. Portrety psychologiczne postaci są bardzo sztampowe, nie wyłączając w tym psychiki mordercy. Bardzo szkoda, że niektóre wątki nie zostały pogłębione i pociągnięte dalej –  w zamian ma się wrażenie zabrnięcia w ślepą uliczkę.

Natomiast atutem książki z pewnością jest narracja prowadzona w czasie teraźniejszym. Dzięki temu akcja jest dynamiczna – wydarzenia „dzieją się” na oczach czytelnika.

„Wejście w zbrodnię” mimo wszystko jest jednak książką tylko na jeden wieczór. Szybko się ją czyta, ale również szybko zapomina.