piątek, 9 listopada 2012

Zatracić się totalnie, czyli o historii pewnej literackiej fascynacji


        Fascynacja Schulzem zwykle rozpoczyna się niewinnie. Biorąc do ręki zaledwie dwa zbiory opowiadań, w których zawarta jest niemalże cała twórczość drohobyckiego pisarza, czytelnik nie spodziewa się, że może ulec nie tylko chwilowej fascynacji, ale że ta fascynacja może przerodzić się w życiową pasję. Świadczy o tym fakt, że zainteresowanie twórczością Brunona Schulza doczekało się osobnej dziedziny w literaturoznawstwie, zwanej schulzologią. Co więcej, schulzologia już dawno wyszła poza ramy polskich uniwersytetów. Wśród schulzologów znajdują się  badacze nie tylko z krajów europejskich, ale też np. z Chin. Sprzyja temu z pewnością także rozwój w dziedzinie przekładów prozy Schulza na inne języki.

Co zatem sprawia, że ten pisarz z prowincji uwodzi często na całe życie? Pierwszym powodem bywa z pewnością język – poetycki i bardzo oryginalny. Już tytuły dwóch zbiorów opowiadań: „Sklepy cynamonowe” i „Sanatorium Pod Klepsydrą”, brzmią intrygująco i wzbudzają chęć odkrycia skrywanej przez nie tajemnicy. A od chwili wejścia głębiej w tę prozę jest już tylko lepiej. Bogactwo słów działa na wyobraźnię, która przenosi czytającego w specyficzny klimat małego miasteczka, w którym magiczność miesza się z rzeczywistością tworząc świat trochę jakby z marzenia sennego. Zwykłe miejsca, zwykli mieszkańcy Drohobycza w prozie Schulza stają się bajkowi  i bardzo wyjątkowi. Ale też podążając za narracją ma się wrażenie uczestniczenia w wielkim podglądaniu, czasem z dalszej perspektywy, a czasem drohobycki nauczyciel rysunku podchodzi na tyle blisko opisywanej postaci, że ukazuje się ona nam w każdym swym drobnym niuansie – aż po opisy starczych bruzd, czy innych detali wyglądu. Jak ważną rolę w konstrukcji Schulzowego świata odgrywa język świadczy z pewnością fakt, że np. fabuła opowiadań bywa bardzo prosta, niemalże szczątkowa, a mimo to moc stosowanego słowa jest na tyle magnetyzująca, że proza ta trzyma w napięciu i trudno książkę Schulza odłożyć nie przeczytawszy jej za jednym razem do końca. 

Tak bywa zwykle. I tak też było w przypadku Krzysztofa Miklaszewskiego (aktora, reżysera, badacza twórczości Schulza), który swoją życiową przygodę z drohobyckim twórcą rozpoczął od zbadania jego twórczości od strony językowej właśnie. A dokładniej Miklaszewski bardzo skrupulatnie zbadał jego strukturalny aspekt, tym samym stając się pionierem wśród badaczy języka Schulzowej prozy. To co na pierwszy rzut oka charakteryzuje język „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium Pod Klepsydrą” to jego poetyckość. Ale Miklaszewski pokazuje, że cechy poetyckie zawarte są także w głębszej strukturze języka opowiadań. Taką cechą jest m. in. rytm. Odczuwalny przede wszystkim poprzez:

-         powtarzanie (czasem z nieznaczną modyfikacją) tych samych opisów
-         umieszczanie bohaterów w podobnych sytuacjach fabularnych (rym sytuacyjny)
-         powtarzanie wyrazów (rytmika retoryczna)

Ale dzięki zastosowaniu rytmizacji proza Schulza jest nie tylko poetycka, ale też i muzyczna – jego teksty to często gotowe formy melodyczne, co potwierdza fakt, że twórczość Schulza jest także inspiracją dla muzyków.

              W tym miejscu warto przejść do recepcji twórczości autora „Sklepów cynamonowych”, która jest właściwym tematem książki Krzysztofa Miklaszewskiego „Zatracenie się w Schulzu. Historia pewnej fascynacji”. A właściwie, jak mówi sam autor: „Punktem ciężkości moich rozważań jest (...) wpływ Schulza na twórczość innych artystów”. Oczywiście wpływ ten jest totalny na samego Miklaszewskiego, którego fascynacja prozą drohobyckiego pisarza przełożyła się na wiele aspektów – zarówno zawodowych, jak i życiowych. Przede wszystkim recepcja twórczości Schulza, poza tak oczywistym aspektem badawczym, obejmuje recepcję teatralną, a także operową. Autor przywołuje kultową już inscenizację „Umarła klasa” Tadeusza Kantora, ale nie omija też recepcji filmowych – „Ulica Krokodyli” braci Quay, czy „Sanatorium Pod Klepsydrą” Wojciecha Hasa.

Jednak elementy naprawdę ciekawe w książce Miklaszewskiego to te, w których oddaje głos osobom spokrewnionym z Schulzem oraz jego byłym uczniom. Zdradzają one niektóre sekrety „Brunia” oraz demitologizują niektóre fakty z jego życia, które w nieprawdziwy sposób były utrwalane przez kolejnych fascynatów Schulza.

Jak już wspomniałam, wpływ Schulza na samego Miklaszewskiego był totalny, toteż książka obfituje także w jego wspomnienia związane z drohobyckim twórcą. Związek ten objawiał się zarówno w życiu zawodowym – badanie twórczości, udział w inscenizacji Kantora; jak i w życiu prywatnym – nawiązane przyjaźnie, podróż do Drohobycza. Wszystkie te aspekty Miklaszewski zawarł w swej książce. Dzięki temu jest ona nie tylko autentyczna, ale znacznie odbiega od kanonu książki ściśle badawczej. Jest zatem warta polecenia również tym, którzy swoją przygodę z Schulzem i recepcją jego prozy dopiero zaczynają.   

    
K. Miklaszewski, "Zatracenie się w Schulzu. Historia pewnej fascynacji", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz