Fascynacja Schulzem zwykle rozpoczyna się niewinnie.
Biorąc do ręki zaledwie dwa zbiory opowiadań, w których zawarta jest niemalże
cała twórczość drohobyckiego pisarza, czytelnik nie spodziewa się, że może ulec
nie tylko chwilowej fascynacji, ale że ta fascynacja może przerodzić się w
życiową pasję. Świadczy o tym fakt, że zainteresowanie twórczością Brunona
Schulza doczekało się osobnej dziedziny w literaturoznawstwie, zwanej schulzologią.
Co więcej, schulzologia już dawno wyszła poza ramy polskich uniwersytetów.
Wśród schulzologów znajdują się badacze
nie tylko z krajów europejskich, ale też np. z Chin. Sprzyja temu z pewnością
także rozwój w dziedzinie przekładów prozy Schulza na inne języki.
Co zatem
sprawia, że ten pisarz z prowincji uwodzi często na całe życie? Pierwszym
powodem bywa z pewnością język – poetycki i bardzo oryginalny. Już tytuły dwóch
zbiorów opowiadań: „Sklepy cynamonowe” i „Sanatorium Pod Klepsydrą”, brzmią
intrygująco i wzbudzają chęć odkrycia skrywanej przez nie tajemnicy. A od
chwili wejścia głębiej w tę prozę jest już tylko lepiej. Bogactwo słów działa
na wyobraźnię, która przenosi czytającego w specyficzny klimat małego
miasteczka, w którym magiczność miesza się z rzeczywistością tworząc świat
trochę jakby z marzenia sennego. Zwykłe miejsca, zwykli mieszkańcy Drohobycza w
prozie Schulza stają się bajkowi i
bardzo wyjątkowi. Ale też podążając za narracją ma się wrażenie uczestniczenia
w wielkim podglądaniu, czasem z dalszej perspektywy, a czasem drohobycki
nauczyciel rysunku podchodzi na tyle blisko opisywanej postaci, że ukazuje się
ona nam w każdym swym drobnym niuansie – aż po opisy starczych bruzd, czy
innych detali wyglądu. Jak ważną rolę w konstrukcji Schulzowego świata odgrywa
język świadczy z pewnością fakt, że np. fabuła opowiadań bywa bardzo prosta,
niemalże szczątkowa, a mimo to moc stosowanego słowa jest na tyle
magnetyzująca, że proza ta trzyma w napięciu i trudno książkę Schulza odłożyć
nie przeczytawszy jej za jednym razem do końca.
Tak bywa
zwykle. I tak też było w przypadku Krzysztofa Miklaszewskiego (aktora,
reżysera, badacza twórczości Schulza), który swoją życiową przygodę z
drohobyckim twórcą rozpoczął od zbadania jego twórczości od strony językowej
właśnie. A dokładniej Miklaszewski bardzo skrupulatnie zbadał jego strukturalny
aspekt, tym samym stając się pionierem wśród badaczy języka Schulzowej prozy.
To co na pierwszy rzut oka charakteryzuje język „Sklepów cynamonowych” i
„Sanatorium Pod Klepsydrą” to jego poetyckość. Ale Miklaszewski pokazuje, że
cechy poetyckie zawarte są także w głębszej strukturze języka opowiadań. Taką
cechą jest m. in. rytm. Odczuwalny przede wszystkim poprzez:
-
powtarzanie (czasem z nieznaczną modyfikacją) tych samych
opisów
-
umieszczanie bohaterów w podobnych sytuacjach fabularnych (rym
sytuacyjny)
-
powtarzanie wyrazów (rytmika retoryczna)
Ale dzięki zastosowaniu
rytmizacji proza Schulza jest nie tylko poetycka, ale też i muzyczna – jego
teksty to często gotowe formy melodyczne, co potwierdza fakt, że twórczość
Schulza jest także inspiracją dla muzyków.
W tym miejscu warto przejść do recepcji twórczości
autora „Sklepów cynamonowych”, która jest właściwym tematem książki Krzysztofa
Miklaszewskiego „Zatracenie się w Schulzu. Historia pewnej fascynacji”. A
właściwie, jak mówi sam autor: „Punktem ciężkości moich rozważań jest (...)
wpływ Schulza na twórczość innych artystów”. Oczywiście wpływ ten jest totalny
na samego Miklaszewskiego, którego fascynacja prozą drohobyckiego pisarza
przełożyła się na wiele aspektów – zarówno zawodowych, jak i życiowych. Przede
wszystkim recepcja twórczości Schulza, poza tak oczywistym aspektem badawczym,
obejmuje recepcję teatralną, a także operową. Autor przywołuje kultową już
inscenizację „Umarła klasa” Tadeusza Kantora, ale nie omija też recepcji
filmowych – „Ulica Krokodyli” braci Quay, czy „Sanatorium Pod Klepsydrą”
Wojciecha Hasa.
Jednak
elementy naprawdę ciekawe w książce Miklaszewskiego to te, w których oddaje
głos osobom spokrewnionym z Schulzem oraz jego byłym uczniom. Zdradzają one
niektóre sekrety „Brunia” oraz demitologizują niektóre fakty z jego życia,
które w nieprawdziwy sposób były utrwalane przez kolejnych fascynatów Schulza.
Jak już
wspomniałam, wpływ Schulza na samego Miklaszewskiego był totalny, toteż książka
obfituje także w jego wspomnienia związane z drohobyckim twórcą. Związek ten
objawiał się zarówno w życiu zawodowym – badanie twórczości, udział w
inscenizacji Kantora; jak i w życiu prywatnym – nawiązane przyjaźnie, podróż do
Drohobycza. Wszystkie te aspekty Miklaszewski zawarł w swej książce. Dzięki
temu jest ona nie tylko autentyczna, ale znacznie odbiega od kanonu książki
ściśle badawczej. Jest zatem warta polecenia również tym, którzy swoją przygodę
z Schulzem i recepcją jego prozy dopiero zaczynają.
K. Miklaszewski, "Zatracenie się w Schulzu. Historia pewnej fascynacji", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz