poniedziałek, 25 lutego 2013

Wojciech Kuczok: „Gnój”


          Przemoc w rodzinie to trudny temat. Zwłaszcza jeśli obiektem przemocy staje się najbardziej bezbronny jej członek czyli dziecko. Literatura jednak porusza takie tematy, a książka Wojciecha Kuczoka pt. „Gnój” pokazuje, że ten trudny temat można przedstawić nie tylko w sposób poruszający najbardziej wrażliwe struny odpowiadające za empatię i pewien rodzaj litości, ale też, że historię dziecka poddanego przemocy domowej można opowiedzieć przyprawiając ją dozą humoru. I pod takim kątem starałam się książkę Kuczoka czytać. Powieść Kuczoka to nie tylko rodzinny dramat, mimo że taki rodzaj odczytu narzuca się od pierwszych stron części zatytułowanej „Wtedy”, ale to również tragikomedia rodzinna z ojcem w roli głównej.

          Zanim jednak poznajemy starego K., tak nazywa ojca główny bohater i jednocześnie narrator powieści, przyglądamy się jego genealogii rodzinnej. Rodzina starego K. przed wojną aspirowała do wyżyn społecznych. Jednak na wybudowaniu domu przez ojca starego K. i planach matki o zatrudnieniu służby aspiracje rodziny musiały poprzestać. Wybuchła wojna, a po jej zakończeniu rodzinę K. ledwo było stać na utrzymanie dwupiętrowego domu, toteż parter został odsprzedany obcym ludziom, którzy ze względu na pochodzenie spotykali się raczej z pogardą ze strony swoich nowych współlokatorów – matka starego K. zupełnie ignorowała obecność nowych mieszkańców domu, okazując im w ten sposób swoją wyższość.

             I mimo, iż narrator zauważa, że stary K. nie spotykał się z przemocą ze strony swojego ojca oraz, że w historii rodziny nie ma żadnych śladów, które miałyby jakikolwiek wpływ na sadystyczny charakter starego K., to jednak nie sposób nie powiązać pierwszych doświadczeń starego K. i wpływu jego rodziny na to kim stał się w dorosłym życiu. Przede wszystkim niespełnione ambicje rodzinne co do wyrwania się z nizin społecznych musiały jednak mieć wpływ na osobowość K. Z relacji syna wynika, że stary K. był mimo wszystko człowiekiem ambitnym, aspirował zawsze do rzeczy wielkich, ponadto miał poczucie, że jest człowiekiem lepszym od innych – ambicja i wyższość, te cechy z pewnością wyniósł z rodzinnego domu.

              No tak, ale co ma ambicja i poczucie wyższości do stosowania przemocy wobec własnego dziecka. Okazuje się, że w przypadku starego K. ma bardzo dużo. Mimo, że narrator-dziecko przedstawia ojca jako tyrana stosującego kary cielesne zamiennie z psychicznym terrorem, to nie sposób w tej relacji nie zauważyć także innego charakteru K. Jest to osobowość, która przy takich cechach jak ambicja i poczucie wyższości nie jest w stanie zrealizować się na żadnym polu. To życiowy nieudacznik, który kompleksy wynikłe z braku dowartościowania ego, leczy tłukąc dzieciaka w poczuciu, że właśnie w ten sposób posiadł jakiś rodzaj władzy nad innym człowiekiem. W rzeczywistości to żałosny typ, niespełniony malarz, który nie może liczyć nawet na szacunek swojej żony.

              Jest więc tragedia. A co z komizmem? Śmieszność to przede wszystkim komizm w kreacji postaci starego K. Chociaż w tym miejscu należałoby także wspomnieć o rodzeństwie K. – siostrze-dewotce oraz bracie starym kawalerze. Obie te persony to postaci też w jakimś sensie psychicznie skrzywione, oddane jednak w powieści dość humorystycznie. Wracając jednak do starego K., jego śmieszność przejawia się często w prostych czynnościach z życia codziennego: szorowanie zębów do krwi uważa za oznakę ich zupełnego wyczyszczenia, syna w czasie choroby leczy swoistego rodzaju muzykoterapią puszczając mu płyty z muzyką poważną (którą oczywiście syn znienawidzi do końca życia), chcąc zrobić dziecku niespodziankę przynosi petardy, które okazują się niewypałami (nie dość, że sytuacja sama w sobie jest komiczna, to pokazuje, że nawet zrobienie dziecku zwykłej niespodzianki okazuje się dla K. przedsięwzięciem nie na jego miarę), K. próbuje także swoich sił w wyborach samorządowych – klęska zamiast nauczyć go pokory staje się oczywiście pretekstem do oskarżania innych za własną porażkę. Istna tragifarsa rodzinna, w której najsłabszym ogniwem okazuje się stary K. Nie bezbronne dziecko, które w końcu opuszcza rodzinny dom, ale właśnie słaby, głupi, niespełniony i żałosny stary K. Szkoda tylko, że piekło jakie K. zgotował chłopcu nie da się całkowicie wymazać z pamięci i zawsze gdzieś ten cień rodzinnego domu jednak do chłopca wraca.  

Co natomiast z tytułem? Interpretacja raczej nie nastręcza wielu trudności. Chłopiec już w życiu dorosłym ma sen, który często do niego powraca. W jego rodzinnym domu pękają rury kanalizacyjne, a ich zawartość zalewa wszystkie pomieszczenia. Gnój i smród to metafora skrywanych wśród czterech ścian rodzinnych brudów, takich jak np. rodzinna przemoc. Nie da się jednak skrywać ich w nieskończoność, prędzej czy później wypłyną niepowstrzymanym strumieniem.

Ale w powieści gnój funkcjonuje także jako obelga. Chłopiec często słyszy ją rzucaną pod swoim adresem. Gnojem określa także żona starego K. I chyba to jedna z adekwatniejszych interpretacji tytułu. Bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto własne kompleksy leczy w tak słaby sposób jak stosowanie przemocy wobec własnego dziecka?


W. Kuczok, Gnój, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2004.

piątek, 15 lutego 2013

Czesław Miłosz: „Widzenia nad Zatoką San Francisco”


         Istnieją przynajmniej dwie strategie literackie, za pomocą których można opowiedzieć o doświadczeniu lub przestrzeni akcentując nowość i świeżość opisywanego zjawiska. Pierwsza strategia to opowieść z perspektywy dziecka, która każdemu doznaniu dodaje nie tylko odcienia czegoś zupełnie nowego, ale też ukazuje je w perspektywie tajemnicy, bo nowe często jest też zagadkowe. Natomiast druga strategia to narracja prowadzona z punktu widzenia przybysza. Taka opowieść oprócz pierwiastka nowości zawiera także aspekt porównawczy, ponieważ przybysz często nową przestrzeń konfrontuje z miejscem, z którego przybył. Czesław Miłosz bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z zalet obu tych strategii. Pierwszą posłużył się w autobiografizowanej powieści „Dolina Issy”, drugą natomiast wykorzystał w tomie esejów „Widzenia nad Zatoką San Francisco”.

Geneza książki jest następująca: rok 1960, Czesław Miłosz otrzymuje od Uniwersytetu Kalifornijskiego zaproszenie, na które odpowiada i przybywa na uczelnię. Po kilku miesiącach zostaje wykładowcą na stanowisku profesora języków i literatur słowiańskich. Efekt jest taki, że Miłosz zostaje w Stanach na stałe. Wydane w 1969 roku „Widzenia na Zatoką San Francisco” są eseistycznym podsumowaniem dziewięcioletniego pobytu w Kalifornii, ale też obrazem społeczno-mentalnej Ameryku lat sześćdziesiątych.

Oprócz eseistycznego charakteru utworu można także wydobyć z niego cechy reportażowe:

„Książka ta jest z pozoru reportażem europejskiego obserwatora, który znalazł się w Ameryce, ściślej w Kalifornii, w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku”.

Z pozoru, ponieważ:

„W rezultacie zamiast reportażu otrzymujemy wyprawę w głąb siebie, wewnętrzny portret kogoś, komu wypadło żyć w epoce globalizacji i pierwszego lądowania człowieka na Księżycu”.

Ale nie tylko. „Widzenia nad Zatoką San Francisco” to świadectwo dużej erudycji przejawiającej się w analizowaniu kwestii religijno-społecznych oraz przywoływaniu kontekstów historyczno-literackich. Miłosz opowiada także o człowieku i jego miejscu względem przyrody, o tym jaki wywiera ona wpływ na człowieka i jak cudownym jest zjawiskiem, w którym odzwierciedlają się wszystkie ludzkie emocje:

„Jak to jest, że obrazy Natury zdają się zawierać w sobie barwy naszych wzruszeń i namiętności, że bywa ona pogodna, groźna, uśmiechnięta, ponura, dobrotliwa, łaskawa, żałobna?”.

Od takich stwierdzeń już tylko krok do snucia rozważań na temat istoty symbolizmu w poezji, które oczywiście autor snuje.

Snuje także rozważania o człowieku jako jednostce umasowionej przez reklamę i komercjalizację. W rozważaniach tych jest dość podobny do Gombrowicza i jego teorii o człowieku jako istocie zniewolonej przez formę:

„Zewsząd, z telewizji, z pism ilustrowanych, z filmu, z ogłoszeń przy szosach, celuje we mnie zachęta do zdrowia i szczęścia, jak mam się myć, odżywiać, ubierać, jest przedmiotem czyjejś troski i muszę rozpoznawać siebie w niezliczonych kroczach zalecających najbardziej elastyczny slip, w piersiach przybranych w najponętniejsze bra, w muskulaturze ramienia natartego najlepszą oliwą”.

     „Widzenia nad Zatoką San Francisco” to wieloaspektowa książka. Jest zarówno zapisem jednostkowego doświadczenia, jak i próbą zobaczenia tego doświadczenia w szerszym kontekście i zuniwersalizowania go, czyniąc tym samym owo doświadczenie charakterystycznym rysem osobowości intelektualisty umiejscowionej w określonym czasie i miejscu.


Cz. Miłosz, Widzenia nad Zatoką San Francisco, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000.



     

poniedziałek, 11 lutego 2013

Księga dzieciństwa: Karol Maliszewski, „Manekiny”


Karol Maliszewski w jednym z wywiadów powiedział: „Wszystko jest w dzieciństwie, klucz do człowieka w całej okazałości. Stamtąd jakaś siła wciąż pociąga za sznurki. Rzecz polega na nazwaniu tego, na określeniu się względem tego, w tym sensie trzeba mieć pomysł nie tylko na dzieciństwo (jak je po latach nazwać, zrozumieć), ale też na wszystko, co przeżyte”. Szukając genezy powieści „Manekiny” można z pewnością odnaleźć ją w powyższych słowach. Jest to książka na wskroś przesiąknięta dzieciństwem i próbami zdefiniowania zdarzeń z tej epoki, opowiedzenia o nich, a przez to próba zrozumienia siebie wtedy i dziś.

Jaki pomysł na opowiedzenie o swoim dzieciństwie ma Karol Maliszewski – poeta, pisarz, krytyk literacki? Już od pierwszych stron powieści czytelnik nie ma wątpliwości, że autor posłużył się w tym przedsięwzięciu materią sobie najbardziej znaną, czyli literaturą. Prowadzona narracja prawie stale odsyła czytającego do kontekstów literackich. Mamy tu flirt z Iwaszkiewiczem, odniesienia do „Akademii Pana Kleksa”, nawiązania do historii Frankensteina, czy motyw z powieści Alfreda Kubina „Po drugiej stronie”. Najważniejszym kontekstem jest jednak proza Brunona Schulza, od którego wywodzi się także tytuł utworu Maliszewskiego.

Bohaterem prozy Schulzowej, wokół którego skupia się prowadzona narracja, jest ojciec. Nieszkodliwy szaleniec przekonany o swoich demiurgicznych mocach, hodujący na strychu ptaki, jest przedmiotem fascynacji syna-narratora w „Sklepach cynamonowych”. Snując swoje traktaty o manekinach otwiera przed chłopcem nieograniczone obszary wyobraźni, intryguje go i pociąga. Do tego stopnia, że chłopiec poniesiony własną imaginacją jest w stanie uwierzyć, że ojciec ostatecznie przemienia się w karakona.

Również powieść Maliszewskiego oparta jest na napięciu między ojcem i synem. Początek powieści to zarysowanie charakteru tej relacji, opartej przede wszystkim na kontraście w postrzeganiu świata i poglądu na życie. Ojciec rozpoczyna od parafilozoficznego wykładu na temat życia i zdawałoby się, że powieść w opisie relacji ojciec-syn będzie miała podobny charakter do kreacji Schulza. Szybko jednak okazuje się, że tak nie jest. Ojciec w prozie Maliszewskiego, to nie tylko bohater, ale przede wszystkim anty-bohater. Podobnie jak u Schulza jest naznaczony szaleństwem, tylko, że tu szaleństwo objawia się poprzez alkoholowy amok, w czasie którego sypią się obelgi, a Karol (takie imię nosi narrator) wraz z braćmi próbuje powstrzymać ojca przed atakami agresji na matkę. Zamiast sklepów cynamonowych mamy tu sklepy monopolowe, a Sanatorium Pod Klepsydrą, w którym przebywał ojciec wykreowany przez Schulza, mamy szpital leczący z uzależnień.

Reakcją Karola na otaczającą go rzeczywistość jest literatura, pierwsze próby prozatorskie, ale przede wszystkim świat wyobraźni, który pozwala mu tworzyć i ożywiać manekiny składane z części pochodzących z krawieckiego warsztatu ojca. To zamiłowanie do materii nieożywionej, rupiecia i demiurgiczne poczynania, jest również oczywistym nawiązaniem do świata Schulzowej prozy.

Cóż jeszcze z prozy Schulza mamy w prozie Maliszewskiego? Literackie nawiązania do dwóch bohaterek Schulzowych opowiadań. Jedną z nich jest niedorozwinięta dziewczynka o imieniu Jolka, która ma swój odpowiednik w „wariatce Tłuji” – obie naznaczone są jakąś witalną i czysto fizykalną mocą. Natomiast druga bohaterka to Lila, pierwsza miłość Karola, która swój odpowiednik ma w Biance, uosobieniu czystości, delikatności i pewnej eteryczności.

Na koniec warto zaznaczyć, że jednym z wątków w twórczości Schulza, a właściwie jej głównym tematem, jest księga i motyw jej poszukiwania. U Schulza okazuje się nią stary żurnal, szpargał, wycinki z gazet reklamujące np. szampon na porost włosów. Pobudzają one jednak wyobraźnię i na ich podstawie narrator snuje niezwykłą opowieść o Demonicznej kobiecie Magdzie Wang.

Co jest księgą u Maliszewskiego? Dzieciństwo składające się z urywanych wspomnień. Jakby powiedział Schulz - genialna epoka, w której zapisane są przeszłe, ale też obecne zdarzenia, bo ma ona wpływ na naszą teraźniejszość. Czy można się od niej uwolnić? Do końca chyba nie, ale można próbować ją oswajać poprzez opowieść o niej i próby zrozumienia, zdaje się odpowiadać bohater, ale i autor powieści „Manekiny”.

          Książkę Maliszewskiego można odczytywać przynajmniej na dwa sposoby: jako wariację na temat Schulza, oraz osobistą, czy może autobiografizowaną, historię o dzieciństwie wpisaną w kontekst literacki. I nie ma znaczenia, który sposób wybierzemy, bo oba to znakomita przygoda, czy to z literaturą, czy po prostu z literacką biografią.



K. Maliszewski, Manekiny, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.

piątek, 8 lutego 2013

Andrzej Bursa: „Zabicie ciotki”


          Przeglądając bibliografię Andrzeja Bursy oprócz wielu wierszy, opowiadania fantastycznego, poematu i sztuki teatralnej można natrafić na jedyną w jego dorobku powieść. Utwór powstał w 1957 roku i nosi tytuł „Zabicie ciotki”. Jest to tekst naturalistyczny, z elementami turpizmu, ale też poprzez niejasną granicę między rzeczywistością, a snem wpisuje się w prozę nadrealistyczną.

O czym jest „Zabicie ciotki”? Przede wszystkim chcąc odpowiedzieć sobie na to pytanie należy rozgraniczyć w powieści dwie warstwy – płaszczyznę czysto fabularną oraz warstwę symboliczną. Fabuła dotyczy morderstwa jakiego dokonał na swej ciotce 21-letni student. Poznajemy go tuż po morderczym akcie, kiedy to opuściwszy mieszkanie, idąc bez celu ulicami miasta trafia do konfesjonału księdza, któremu zaczyna się spowiadać. Już od pierwszych kart powieści jesteśmy wprowadzeni w specyficzny styl opowiadania, a mianowicie opowieść o morderstwie językiem nieco groteskowym oraz ewokującym specyficznym poczuciem humoru. Komizm sytuacyjny jaki wywiązuje się między spowiednikiem, a spowiadającym się jest tylko preludium do dalszych perypetii. A któżby się tego spodziewał, przecież morderstwo to poważna sprawa. Gdyby chcieć jeszcze bliżej określić styl utworu można poszukać literackiego kontekstu zbliżonego sposobem prowadzenia narracji. I tu jako pierwszy nasuwa się zbiór opowiadań Witolda Gombrowicza „Bakakaj”.

Wracając jednak do warstwy fabularnej – w jaki sposób dokonuje się morderstwo? Ciotka prosi swojego siostrzeńca, aby ten przybił młotkiem gwóźdź do ściany na zawieszany obrazek. Gwóźdź zostaje przybity, ale młotek staje się także narzędziem zbrodni – student rozłupuje nim głowę ciotki. Zupełnie bez powodu, nawet nie w afekcie, po prostu bez żadnych emocji. Kolejne etapy akcji to próby pozbycia się trupa. I tu znów czytając o poczynaniach studenta nie sposób jest zachowywać powagę. Nieporadne piłowanie i odrąbywanie kończyn ciotki, próba rozkawałkowania ciała i spalenia go w kuchennym piecu – wszystko to spełza na niczym. Student nie potrafi pozbyć się ciała, a w dalszym toku opowiadania wywiązuje się nawet jakaś nic przywiązania do trupa i już nie wiadomo czy to trup uwiązał się studenta niczym bohater opowiadania Gombrowicza „Tancerz mecenasa Kraykowskiego”, czy to student pała jakąś nekrofilską sympatią do trupa.

Dziwna byłaby to opowieść, gdyby chcieć traktować ją literalnie i iść tylko po linii fabuły. Nie mniej ciekawa jest płaszczyzna symbolu, a że jest takowa świadczą o tym następujące fragmenty:

„Trup był dla mnie po prostu partnerem w hazardowej grze, w której wprawdzie nic nie miałem do wygrania, ale mogłem przegrać życie. Miałem nawet do niego pewien szacunek, jaki zwykle żywimy do silnego rywala”.

„- Jestem wyzwolony przez morderstwo – zawołałem – wyzwoloooonyyy...”

„To, że wszyscy dzień w dzień wyłupujemy oczy, łamiemy ręce i serca, to, że wszyscy chowamy w domach trupy, nie zwalnia mnie od prawnej kary”.

           Czym jest więc trup ciotki dla młodego studenta? Chociaż raczej należałoby zapytać czym (nie kim) jest ciotka dla studenta? To przeszkoda do samodzielności i rozpoczęcia życia na własną rękę. Ciotka jest kloszem, pod który kryje się jej siostrzeniec. Jej nadopiekuńczość zwalnia go z podejmowania samodzielnych decyzji i brania odpowiedzialności za własne życie. Stąd morderstwo ciotki jest swoistym wyzwoleniem, ale jak się okazuje samo morderstwo nie załatwia sprawy – trupa trzeba się jeszcze pozbyć. Czy studentowi to się udaje? Trochę tak i trochę nie. Pozbywa się trupa, ale za chwilę pojawia się kolejna przeszkoda... Czy pojawią się też nowe trupy? Nie wiadomo, bo Bursa tu już swą historię urywa, historię niby groteskową, przyprawioną czarnym humorem, ale z morałem, który równie groteskowo można wyrazić słowami, że niemal każdy skrywa jakiegoś trupa w swojej szafie...


A. Bursa, Zabicie ciotki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1981.



sobota, 2 lutego 2013

Piasek jako więzienie w powieści Kobo Abe „Kobieta z wydm”


            Doskwierający żar słońca, lepki pot spowijający całe ciało i przyciągający drobiny piasku wżerające się w każdą szczelinę, zaczerwienione i podrażnione oczy, a do tego ograniczona, pozbawiona urozmaiconego krajobrazu, niemalże klaustrofobiczna przestrzeń jamy zasypywanej stale warstwami piasku. Tak pokrótce przedstawiają się warunki życia w przestrzeni, w której umiejscowił akcję swej powieści Kobo Abe – japoński prozaik, dramaturg i autor scenariuszy.

Powieść „Kobieta z wydm” została opublikowana w 1962 roku. Przetłumaczono ją na wiele języków i jest to najbardziej znana książka tego japońskiego twórcy. Tematyką wpisuje się w nurty egzystencjalne, natomiast warstwa opisywanych zdarzeń pozwala przypisać tę powieść w nurt prozy z pogranicza rzeczywistości i snu, w tym wypadku snu koszmarnego, z którego pragnie się jak najszybciej obudzić. Twórczość Kobo Abe porównywana jest także z prozą Franza Kafki, głównie przez podobne uwikłanie bohatera w serię irracjonalnych zdarzeń powodujących jednocześnie bunt i bezradność.

Niki Jumpei jest nauczycielem, który w wolnych chwilach poświęca się swojej pasji – wyszukiwaniu i zbieraniu nieznanych dotąd gatunków owadów. Korzystając z nauczycielskiego urlopu postanawia wybrać się na wyprawę poszukiwawczą na wydmy. Pewien, że warunki panujące na piaszczystym terenie musiały spowodować wykształcenie się specyficznych cech przystosowawczych wśród owadów, liczy na odnalezienie niesklasyfikowanego dotąd okazu, który zapewniłby mu miejsce w encyklopedii entomologicznej. Kiedy słońce zbliża się ku zachodowi postanawia spędzić noc w okolicznej wiosce. Miejscem noclegu okazuje się chata samotnej kobiety. Domostwo znajduje się w jamie okolonej ze wszystkich stron zsuwającym się piaskiem, a jedynym sposobem na uniknięcie zagłady jest conocne napełnianie nim koszy i podawanie ich mężczyznom z wioski, którzy przeznaczają go na sprzedaż.

Jednak pobyt mężczyzny w tym dziwnym domu, u boku dziwnej i pogodzonej ze swym losem kobiety, nie kończy się na jednej nocy. Poranek przynosi mu zaskakujące i niezrozumiałe odkrycie w postaci zniknięcia sznurkowej drabiny, po której zszedł poprzedniego dnia do domostwa kobiety. Odkrycie to powoduje początkowo zaskoczenie, które przeradza się w panikę i złość. Sytuacji nie poprawiają zdawkowe wyjaśnienia kobiety, która mimo wiedzy na temat sytuacji, w której znalazł się mężczyzna nie chce udzielić mu szczegółowych wyjaśnień. Liczy na to, że po kilku dniach mężczyzna w końcu sam zrozumie, po co się tu znalazł i, że nie ma już możliwości powrotu z tego miejsca.

Mężczyzna jednak nie rozumie, nie godzi się z tak bezprawnym traktowaniem, czuje się jak zaszczute zwierzę podstępem wpędzone do klatki. Kolejnym etapem jego zachowania jest bunt połączony z próbami wydostania się z jamy, w której jedynym sensownym zajęciem, bo umożliwiającym przeżycie, jest nieustanne napełnianie koszy piaskiem.

Powieść Kobo Abe można przypisać do gatunku powieści parabolicznej. Poprzez umiejscowienie bohatera w sytuacji bez wyjścia, którą jest jama pełna piasku, autor ukazuje uniwersalną sytuację egzystencjalną polegającą na zniewoleniu jednostki wbrew jej woli. Otaczające jamę piaskowe nasypy są niczym kraty więzienia, z którego nie można się wydostać. Nietrudno także w obrazie zasypywanego dołu dostrzec metaforę życia – z całym ekwipażem rytualnych czynności oraz dwiema charakterystycznymi postawami wobec niego: pokornej akceptacji (kobieta) i ciągłego buntu (mężczyzna). Natomiast biorąc pod uwagę cechę piasku, o której stale się wspomina w powieści, tj. nieustanny jego ruch, w obrazie zsypujących się jego warstw można dostrzec odniesienie do symbolu wciąż upływającego czasu, który podobnie jak piasek zasypujący i niwelujący formy, pochłania zdarzenia i ma moc pogrążania ich w niebyt.

Wracając jednak do bohatera powieści i jego postawy wobec rzeczywistości, w której się znalazł, należy zaznaczyć, że jego próby wydostania się z dołu nie do końca okazały się jałowe. Znalazł sposób, który umożliwiłby mu ucieczkę. Jednak sama świadomość możliwości opuszczenia jamy, uczucie, że w pewnym sensie uniezależnił się od mężczyzn z wioski, osłabiają jego czujność i snucie planu uwolnienia się odkłada na później.

          Zakończenie książki pozwala sądzić, że mężczyzna jednak został w wiosce. Ale z jakiego powodu? Czy próby ucieczki nie powiodły się? A może wystarczyła mu świadomość, że może uciec w każdej chwili i w ten sposób odnalazł jakąś namiastkę wolności, uczucie, że jednak ma wpływ na swój los nawet w tym dole-pułapce? Ale czy przez to dół przestał być więzieniem? Na te pytania autor nie udziela odpowiedzi. Książka jednak do zadawania takich pytań prowokuje. A warto je zadawać i szukać na nie odpowiedzi, bo jest to powieść o uniwersalnej sytuacji egzystencjalnej, która każdemu może okazać się bliska.


Kobo Abe, Kobieta z wydm, Wydawnictwo Znak, Kraków 2007.