Przemoc w rodzinie to trudny temat. Zwłaszcza jeśli
obiektem przemocy staje się najbardziej bezbronny jej członek czyli dziecko.
Literatura jednak porusza takie tematy, a książka Wojciecha Kuczoka pt. „Gnój”
pokazuje, że ten trudny temat można przedstawić nie tylko w sposób poruszający
najbardziej wrażliwe struny odpowiadające za empatię i pewien rodzaj litości,
ale też, że historię dziecka poddanego przemocy domowej można opowiedzieć
przyprawiając ją dozą humoru. I pod takim kątem starałam się książkę Kuczoka
czytać. Powieść Kuczoka to nie tylko rodzinny dramat, mimo że taki rodzaj
odczytu narzuca się od pierwszych stron części zatytułowanej „Wtedy”, ale to
również tragikomedia rodzinna z ojcem w roli głównej.
Zanim jednak poznajemy starego K., tak nazywa ojca
główny bohater i jednocześnie narrator powieści, przyglądamy się jego
genealogii rodzinnej. Rodzina starego K. przed wojną aspirowała do wyżyn
społecznych. Jednak na wybudowaniu domu przez ojca starego K. i planach matki o
zatrudnieniu służby aspiracje rodziny musiały poprzestać. Wybuchła wojna, a po
jej zakończeniu rodzinę K. ledwo było stać na utrzymanie dwupiętrowego domu,
toteż parter został odsprzedany obcym ludziom, którzy ze względu na pochodzenie
spotykali się raczej z pogardą ze strony swoich nowych współlokatorów – matka
starego K. zupełnie ignorowała obecność nowych mieszkańców domu, okazując im w
ten sposób swoją wyższość.
I mimo, iż narrator zauważa, że stary K. nie
spotykał się z przemocą ze strony swojego ojca oraz, że w historii rodziny nie
ma żadnych śladów, które miałyby jakikolwiek wpływ na sadystyczny charakter
starego K., to jednak nie sposób nie powiązać pierwszych doświadczeń starego K.
i wpływu jego rodziny na to kim stał się w dorosłym życiu. Przede wszystkim
niespełnione ambicje rodzinne co do wyrwania się z nizin społecznych musiały
jednak mieć wpływ na osobowość K. Z relacji syna wynika, że stary K. był mimo
wszystko człowiekiem ambitnym, aspirował zawsze do rzeczy wielkich, ponadto
miał poczucie, że jest człowiekiem lepszym od innych – ambicja i wyższość, te
cechy z pewnością wyniósł z rodzinnego domu.
No tak, ale co ma ambicja i poczucie wyższości do
stosowania przemocy wobec własnego dziecka. Okazuje się, że w przypadku starego
K. ma bardzo dużo. Mimo, że narrator-dziecko przedstawia ojca jako tyrana
stosującego kary cielesne zamiennie z psychicznym terrorem, to nie sposób w tej
relacji nie zauważyć także innego charakteru K. Jest to osobowość, która przy
takich cechach jak ambicja i poczucie wyższości nie jest w stanie zrealizować
się na żadnym polu. To życiowy nieudacznik, który kompleksy wynikłe z braku
dowartościowania ego, leczy tłukąc dzieciaka w poczuciu, że właśnie w ten
sposób posiadł jakiś rodzaj władzy nad innym człowiekiem. W rzeczywistości to
żałosny typ, niespełniony malarz, który nie może liczyć nawet na szacunek
swojej żony.
Jest więc tragedia. A co z komizmem? Śmieszność to
przede wszystkim komizm w kreacji postaci starego K. Chociaż w tym miejscu
należałoby także wspomnieć o rodzeństwie K. – siostrze-dewotce oraz bracie
starym kawalerze. Obie te persony to postaci też w jakimś sensie psychicznie
skrzywione, oddane jednak w powieści dość humorystycznie. Wracając jednak do
starego K., jego śmieszność przejawia się często w prostych czynnościach z
życia codziennego: szorowanie zębów do krwi uważa za oznakę ich zupełnego
wyczyszczenia, syna w czasie choroby leczy swoistego rodzaju muzykoterapią
puszczając mu płyty z muzyką poważną (którą oczywiście syn znienawidzi do końca
życia), chcąc zrobić dziecku niespodziankę przynosi petardy, które okazują się
niewypałami (nie dość, że sytuacja sama w sobie jest komiczna, to pokazuje, że
nawet zrobienie dziecku zwykłej niespodzianki okazuje się dla K.
przedsięwzięciem nie na jego miarę), K. próbuje także swoich sił w wyborach
samorządowych – klęska zamiast nauczyć go pokory staje się oczywiście
pretekstem do oskarżania innych za własną porażkę. Istna tragifarsa rodzinna, w
której najsłabszym ogniwem okazuje się stary K. Nie bezbronne dziecko, które w
końcu opuszcza rodzinny dom, ale właśnie słaby, głupi, niespełniony i żałosny
stary K. Szkoda tylko, że piekło jakie K. zgotował chłopcu nie da się
całkowicie wymazać z pamięci i zawsze gdzieś ten cień rodzinnego domu jednak do
chłopca wraca.
Co natomiast
z tytułem? Interpretacja raczej nie nastręcza wielu trudności. Chłopiec już w
życiu dorosłym ma sen, który często do niego powraca. W jego rodzinnym domu
pękają rury kanalizacyjne, a ich zawartość zalewa wszystkie pomieszczenia. Gnój
i smród to metafora skrywanych wśród czterech ścian rodzinnych brudów, takich
jak np. rodzinna przemoc. Nie da się jednak skrywać ich w nieskończoność,
prędzej czy później wypłyną niepowstrzymanym strumieniem.
Ale w powieści
gnój funkcjonuje także jako obelga. Chłopiec często słyszy ją rzucaną pod swoim
adresem. Gnojem określa także żona starego K. I chyba to jedna z
adekwatniejszych interpretacji tytułu. Bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto
własne kompleksy leczy w tak słaby sposób jak stosowanie przemocy wobec
własnego dziecka?
W. Kuczok, Gnój, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa
2004.