Serial „Kariera Nikodema Dyzmy” należy do tych,
które Telewizja Polska od czasu do czasu wznawia oraz do tych, których mimo
wznowień nigdy nie mogę obejrzeć do końca. Ostatnio wpadła mi w ręce książka,
na podstawie której serial nakręcono. Z książkami zazwyczaj mam tak, że jeśli
już jakaś mi w ręce wpadnie to musi być przeczytana do końca. Zaczęłam więc
czytać i już od pierwszych stron wiedziałam, że dalsza lektura będzie po prostu
przyjemnością. Klimat międzywojennej Warszawy, charakterystyczne postacie i
duża dawka humoru wyrażająca się w dialogach i sytuacjach sprawia, że „Karierę
Nikodema Dyzmy” czyta się szybko, równocześnie dobrze się bawiąc. Jednak po
skończonej lekturze z wrażeń pozostaje nie tylko śmiech, ale także refleksja o
mechanizmach zdobywania władzy. Bo książka Dołęgi-Mostowicza to także satyra na
biznesowo-politycznych karierowiczów i środowisko im tę karierę umożliwiające.
Książka została napisana w dwudziestoleciu
międzywojennym. Nie od rzeczy więc będzie przywołanie kontekstu historycznego.
Zwłaszcza, że powieść dotyczy konkretnego środowiska i właśnie konkretnej
cezury czasowej. Dołęga-Mostowicz napisał ją niejako w odwecie za poniesione
krzywdy ze strony aktualnej władzy. „Kariera Nikodema Dyzmy” jest paszkwilem na
rządy sanacji i tak też była odczytywana współcześnie. Drukowana w odcinakach w
dzienniku „ABC” często była z tego powodu ocenzurowywana.
Jednak z upływem czasu treści zawarte w książce
zaczęły się uniwersalizować. Powieść można czytać przynajmniej na dwóch
poziomach: jako świadectwo określonego czasu oraz jako tekst uniwersalny, obnażający mechanizmy robienia kariery, w
której na najwyższym szczeblu może się znaleźć jednostka zupełnie przypadkowa i
pozbawiona kompetencji.
Taką jednostką jest właśnie tytułowy Nikodem.
Poznajemy go jako bezrobotnego ubiegającego się o stanowisko fordansera.
Stanowiska oczywiście nie otrzymuje, ale czytelnik dowiaduje się za to, że jest
to osoba bez wdzięku, szyku i fasonu. Jak więc taka persona może w niedalekiej
przyszłości brylować na warszawskich salonach wśród największych znakomitości,
które będą pod jej wrażeniem? Wszystko za sprawą przypadku. Nikodem znajduje
zaproszenie na raut, na którym zbiorą się same szychy ze świata
towarzysko-politycznego. Początkowo chce odnieść bilet adresatowi. Jednak próba
kończy się niepomyślnie. Dyzma wpada więc na pomysł, że sam pójdzie w
charakterze gościa i skorzysta z jedzenia i picia tak długo dopóki goście nie
zorientują się, że jest intruzem i nie zostanie przegoniony. Dzieje się jednak
inaczej, przypadkowo znaleziony bilet okazuje się nie tylko przepustką na jeden
wieczór, ale zaproszeniem w świat arystokracji i polityki na stałe, oferując
szybką karierę od bezrobotnego fordansera aż po fotel premiera.
Co tu dużo mówić, Dyzma jest po prostu nieokrzesanym
typem, bez wykształcenia, nie znającym języków, a mimo to robiącym zawrotną
karierę. Polityczny światek nie poznaje się na nim, wręcz przeciwnie, gotów
jest mu powierzyć najważniejsze państwowe funkcje. Już ten sam fakt obnaża jego
śmieszność. A Dyzma w toku narracji rozwija się. Zaczyna sobie zdawać sprawę z
jakimi ludźmi ma do czynienia, nabiera sprytu i knuje intrygi, które go pną
coraz wyżej. Cel zdobywa po trupach, dosłownie i w przenośni.
Być może sam autor nawet nie zdawał sobie sprawy jak
przesłanie jego powieści stanie się uniwersalne i aktualne w każdym czasie.
Wszędzie tam, gdzie gra rozgrywa się o wpływy i stołki może znaleźć się taki Nikodem
Dyzma, zwykły karierowicz, którego przypadek i odrobina sprytu wywinduje na
najwyższy szczebel. Ciekawy jest także fenomen samej powieści, która w swoim
czasie uchodziła za powieść masową, świadczył o tym już sam fakt drukowania jej
w odcinakach w codziennej prasie. Dziś natomiast nie sposób mówiąc o historii
literatury polskiej nie wspomnieć o powieści Dołęgi-Mostowicza, której wymowa w
czasach autorowi współczesnych była jednoznaczna, dziś natomiast wyraźnie
widać, że jej przesłanie jest niezmiennie prawdziwe i aktualne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz