poniedziałek, 15 września 2014

Rzeczywistość małego miasteczka z perspektywy starszego człowieka

Każdemu od czasu do czasu przydarza się bezsenna noc. Zwykle są to trudności z zaśnięciem, albo przebudzenie się zbyt wcześnie. Nie pomaga zmiana pozycji i przekręcanie się z boku na bok. Czas płynie, a sen nie przychodzi. Ale jedna taka noc, to nic w porównaniu z ciągiem wielu bezsennych nocy. Człowiek zaczyna być coraz bardziej zmęczony i rozdrażniony. Miewa zaniki pamięci oraz problemy z koncentracją. Na taką chroniczną bezsenność cierpi bohater powieści Stephena Kinga, pochodzącej z tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku. Powieść nosi tytuł "Bezsenność", rozgrywa się w małym miasteczku oraz na styku dwóch rzeczywistości: realnej i pozazmysłowej.

Ralph Roberts nie może się otrząsnąć po śmierci żony, Carolyn, która zmarła na raka. Nie była to więc śmierć nagła i nieoczekiwana, Ralph doskonale zdawał sobie sprawę, że jego żona odchodzi, ale kiedy już to się stało, życie mężczyzny okazało się puste i ciężkie do zniesienia. Wówczas pojawiły się problemy ze snem. Mężczyzna każdego poranka budził się coraz wcześniej. W ostatnim stadium sypiał jedynie dwie godziny na dobę. Jakby tego było mało, zaczął widzieć dziwne aury spowijające poszczególnych ludzi. Bał się, że popada w chorobę psychiczną. Jego obawy rozwiała jednak jedna z przyjaciółek, Lois, u której pojawiły się symptomy tej samej przypadłości. Ostatecznie okazało się, że oboje zostali wplątani w aferę rozpętaną przez nadrealne istoty, odpowiedzialne za równowagę między siłami rządzącymi celem i przypadkiem. Ralph i Lois muszą zmierzyć się ze złem, aby wszystko wróciło do normy. Walka nie będzie łatwa, bo złe siły to nie tylko nadrealne istoty, ale także pewien szaleniec, przez którego może zginąć kilka tysięcy osób. 

Miejscem akcji jest małe miasteczko, Derry, gdzie wszyscy wszystkich znają. Życie społeczności determinują lokalne wydarzenia. Toczy się ono wolno i powtarzalnie. Ale tym razem Stephen King małomiasteczkową społeczność ukazał z perspektywy starszych ludzi. Wygląda ono nieco inaczej niż życie młodzieży z małego miasta czy ludzi w średnim wieku. Staruszkowie czas spędzają głównie w parku, bądź na zakupach w markecie, wyszukując najkorzystniejszych promocji. Mają swoje codzienne rytuały, żyją nieśpiesznie, jednocześnie starając się zachować optymizm i radość życia. Derry to także miejsce, w którym dzieją się rzeczy wykraczające poza zmysłowe poznanie.  Sprawiają, że rzeczywistością rządzą siły przypadku bądź celu. Człowiek jednak nie jest do końca im podporządkowany, ponieważ zawsze ma prawo wyboru.

Jeśli chodzi o wydarzenia determinujące życie społeczności Derry, to takim wydarzeniem jest z pewnością przyjazd znanej feministki, Susan Day. Dzieli ono mieszkańców na dwie strony: zwolenników poglądów kobiety na temat aborcji oraz jej przeciwników. Są oczywiście osoby w ogóle nie zainteresowane konfliktem, ale większość jednak zdecydowanie opowiada się po jednej ze stron. Cały konflikt King przedstawił dość obiektywnie, ukazując przede wszystkim główny problem, który zazwyczaj ujawnia się w takich konfliktach, czyli fanatyzm. Nie służy on niczemu dobremu żadnej ze stron, bo prowadzi do rozlewu krwi.

"Bezsenność" to powieść nie obfitująca w liczne zwroty akcji. Toczy się ona dość wolnym tempem. Są momenty, kiedy praktycznie nic się nie dzieje. Brak tu napięcia, czytelnik przygląda się codziennemu życiu przeciętnego siedemdziesięciolatka, które okazuje się być, przynajmniej do pewnego momentu, powtarzalne i zwyczajne. Na pewno nie jest to powieść, którą pochłania się strona po stronie. Mimo to, nie żałuję czasu z nią spędzonego. Momentami bywa zabawna, czasem wzruszająca, zwłaszcza kiedy do akcji wkracza superbohater, Ralph i jego towarzyszka, Lois. 

 
Stephen King, Bezsenność, przeł. Krzysztof Sokołowski, Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2002.

środa, 3 września 2014

Pisarz, największa fanka, szaleństwo

W tle słychać przyjemną muzykę, która z powodzeniem mogłaby ilustrować staroświecką scenę miłosną. Na pierwszym planie widzimy twarz kobiety o niebieskich oczach i gładko uczesanych włosach. Jej pełne usta z przejęciem opowiadają jakąś historię. Nic nie zwiastuje tego, co za chwilę ma się wydarzyć. Może jedynie przerażone oczy mężczyzny, który leży unieruchomiony na łóżku. Kobieta układa między jego stopami kawałek drewna, bierze do ręki młotek, po czym bezceremonialnie uderza nim w stopy mężczyzny. Słychać przeraźliwy i donośny krzyk wyjącego z bólu mężczyzny. Nadal mamy przyjemną muzykę w tle. Kobieta wyznaje mężczyźnie miłość. Tak jest w filmie. Film nosi tytuł "Misery". Natomiast treść książki o tym tytule jest bardziej makabryczna. Annie Wilkes w powieści Stephena Kinga nie bierze do rąk młotka, lecz siekierę. Po czym równie bezceremonialnie odrąbuje mężczyźnie, Paulowi Sheldonowi, stopę. Ale nie tylko ta scena została w filmie nieco odbrutalizowana. "Misery" Stephena Kinga pełna jest sytuacji, które film Roba Reinera, albo pomija, albo podaje w wersji mniej brutalnej. Stąd znając film, bez przeszkód można odkrywać powieść Kinga, licząc na napięcie oraz chwile zaskoczenia.

Paul Sheldon jest autorem poczytnych romansów o Misery Chastain. Bohaterka tandetnych romansideł, jak postrzegają je krytycy literaccy, przyniosła Sheldonowi sławę i pieniądze. On jednak pragnie zerwać etykietkę pisarza popularnego i napisać wybitniejszą powieść. W tym celu, aby na zawsze pożegnać się z Misery, uśmierca ją w ostatniej powieści. Następnie pisze książkę o złodzieju samochodów, która nie tylko pisana jest ciekawą techniką, ale i językiem. Kiedy Paul kończy powieść, udaje się z nią do wydawcy. Niestety siadając za kierownicę, jest kompletnie pijany. Taka podróż nie może skończyć się dobrze. I nie kończy. Sheldon ulega wypadkowi i tylko cud, albo chichot losu, sprawia, że ratuje go Annie Wilkes. Zabiera go do swojego domu i zaczyna się nim w dość specyficzny sposób opiekować. Życie popularnego pisarza powoli przeradza się w koszmar.

W powieści "Msery" poruszonych jest kilka tematów. Na pierwszy plan wysuwa się motyw szaleństwa. Szalona jest Annie Wilkes. Jest to także, nieczęsto spotykany w literaturze, przykład kobiety-morderczyni. Kiedy spojrzymy na literaturę sensacyjną i kryminalną i zechcemy dostrzec kobiety w rolach morderców, to okazuje się, że nie jest ich tak wcale dużo. Zwykle w przypadku seryjnych morderców mamy do czynienia z bohaterami męskimi. Dlatego też Annie Wilkes na panteonie morderczych bohaterów jest swojego rodzaju ewenementem.

Kolejnym tematem jest motyw procesu twórczego. Stephen King odkrywa przed czytelnikiem jego kulisy oraz pokazuje z jakimi trudnościami spotyka się pisarz w trakcie pisania. Pisarstwo ponadto jest jak narkotyk. Paul Sheldon jest od niego uzależniony niemalże tak samo jak od tabletek podawanych mu przez Annie. Jest to także czynność, która trzyma piszącego przy życiu. W "Misery" dzieje się tak dosłownie. 

Biorąc do ręki "Misery" i oglądając wcześniej film, właściwie wiedziałam, czego mogę się po lekturze książki spodziewać. Film oglądałam parokrotnie, stąd historia uwięzionego przez psychofankę pisarza była mi bardzo dobrze znana. Książka jednak mile mnie zaskoczyła. Do tego stopnia, że czytałam w napięciu, z przejęciem, niecierpliwie pochłaniając kolejne strony. Plusem jest także zakończenie powieści, co w przypadku Stephena Kinga nie zawsze jest tak jednoznaczne. King słynie z umiejętności opowiadania wciągającej historii, ale zakończenia nie zawsze mu wychodzą. W przypadku "Misery" jest inaczej. Jest to powieść sprawiająca wrażenie od początku do końca przemyślanej. Dlatego też z przyjemnością zaliczę ją do moich faworytek, jeśli chodzi o twórczość Kinga.



Stephen King, Misery, przeł. Robert P. Lipski, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2012.

czwartek, 17 lipca 2014

Sekret starej rezydencji

Herkules Poirot - belgijski detektyw, Jane Marple - starsza pani amatorsko parająca się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych, to detektywi najbardziej znani w twórczości Agathy Christie. Ale pisarka wykreowała także inną, niemniej sympatyczną, parę detektywów-amatorów. Tommy i Tuppence Beresford, bo tak się owa para nazywa, to dwoje przyjaciół z dzieciństwa, którzy zakochują się w sobie. Łączy ich także wspólna pasja: dążenie do odkrywania tajemnic związanych ze sprawami kryminalnymi. Tommy i Tuppence to nietypowi bohaterowie w twórczości Christie, bo z każdą poświęconą im powieścią starzeją się. Poznajemy ich jako dwudziestolatków, a żegnamy się z nimi, kiedy przekraczają siedemdziesiątkę. Należy także zaznaczyć, że zostali oni skonstruowani na zasadzie kontrastu: Tommy jest twardo stąpającym po ziemi, niezbyt atrakcyjnym mężczyzną, natomiast Tuppence to piękna kobieta o wybujałej wyobraźni. Ostatnią książką z ich przygodami jest powieść "Tajemnica Wawrzynów".

*
Wawrzyny to nazwa rezydencji znajdującej się w malowniczej wiejskiej okolicy. Tommy i Tuppence, po przejściu na emeryturę, postanowili spędzić w niej resztę życia. Dom jest trochę zaniedbany i para emerytów zanim wprowadzi się do niego na dobre, postanawia w pierwszej kolejności go posprzątać. Ogromny dom kryje wiele tajemnic. Przede wszystkim dlatego, że posiadał wcześniej wielu właścicieli. Największą skarbnicą tajemnic okazuje się biblioteka. Zawiera mnóstwo starych książek. W jednej z nich Tuppence przypadkowo odnajduje zaszyfrowaną informację dotyczącą wydarzeń z przed lat, które miały miejsce w rezydencji. Okazuje się, że śmierć jednej z osób ją zamieszkujących nie była przypadkowa, jak się powszechnie uważa. Wrodzona ciekawość Tuppence nie pozwala jej pozostawić sprawy tajemniczej śmierci nie rozwiązanej. Wraz z mężem więc ponownie wchodzą w rolę detektywów i starają się nurtującą ich zagadkę rozwiązać.

*
Przeniesienie akcji w wiejską i sielską przestrzeń sprawia, że w "Tajemnicy Wawrzynów" toczy się ona nieśpiesznie. Autorka większy nacisk położyła na ukazanie wiejskiego środowiska i relacji panujących między mieszkańcami wsi, niż na tempo wydarzeń. Ukazała także klimat starych i tajemniczych rezydencji, które w swoich murach ukrywają niejedną zaskakującą historię i tajemnicę.

*
Natomiast jeśli chodzi o intrygę kryminalną, to rozwija się ona również nieśpiesznie jak w przypadku reszty wydarzeń. Nie ma tu także zaskakujących zwrotów akcji oraz napięcia. Jako ciekawostkę można jedynie dodać, że jest to ostatnia książka o przygodach małżeństwa Beresfordów oraz ostatnia książka napisana przez Agathę Christie.

 Agatha Christie, Tajemnica Wawrzynów, przeł. Agnieszka Bihl, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008.

piątek, 27 czerwca 2014

Zagadkowa śmierć w teatrze

Biorąc do ręki polskie przekłady sztuk Szekspira, niejednokrotnie na pierwszych stronach można odnaleźć nazwisko Macieja Słomczyńskiego. Widnieje ono tuż obok informacji na temat tłumacza danego dzieła. Ale co wspólnego ma tłumacz literatury angielskiej z gatunkiem kryminalnym? Okazuje się, że bardzo wiele. Jest bowiem autorem kilku powieści z tego gatunku. "Powiem wam jak zginął", "Jesteś tylko diabłem", "Cichym ścigałem go lotem" czy "Zmącony spokój Pani Labiryntu", to tylko niektóre tytuły kryminałów Macieja Słomczyńskiego, a właściwie Joe Alexa, bo pod takim pseudonimem zostały one wydane. Joe Alex to także personalia jednego z głównych bohaterów książek Słomczyńskiego. Alex jest pisarzem, pisze powieści detektywistyczne, ale w wolnych chwilach pomaga swojemu przyjacielowi, policjantowi ze Scotland Yardu, rozwiązywać kryminalne zagadki. Razem tworzą tandem nie gorszy niż Sherlock Holmes i doktor Watson, a zagadki, które przychodzi im rozwiązywać, są niemniej wyrafinowane niż te, którymi raczy czytelnika Agatha Christie. Jeśli więc macie ochotę na prawdziwy angielski kryminał, w którym akcja skupia się wyłącznie na wątku śledczym, detektyw jest bystry i skuteczny, to sięgnijcie po książki Joe Alexa. Autor znakomicie orientuje się w konwencji gatunku, serwując kryminalną ucztę na iście rozrywkowym poziomie.
 
Cykl o przypadkach Joe Alexa i Bena Parkera, inspektora Scotland Yardu, obejmuje osiem części. Ja sięgnęłam po część drugą, zatytułowaną "Śmierć mówi w moim imieniu". Każda z części to oddzielna zagadka toteż chronologię czytania można ustalić sobie samemu. Druga część dotyczy zagadkowej śmierci aktora występującego w sztuce Ionesco pod tytułem "Krzesła". Jest późny wieczór, do londyńskiego teatru ściągają tłumy chcące ujrzeć przedstawienie i grę popularnego aktora. W teatralnych fotelach zasiadają także: Joe Alex, jego przyjaciółka Karolina Beacon oraz policjant Ben Parker. Przedstawienie jest ekscytującym wydarzeniem. Kiedy dobiega końca, trójka znajomych postanawia pójść do lokalu na drinka. Ale nie dane jest im spędzenie razem reszty wieczoru. Parker otrzymuje telefon z informacją, iż aktor, którego jeszcze tak niedawno podziwiali na scenie i oklaskiwali, został zamordowany w swojej garderobie. Ben pragnie pożegnać się z towarzystwem i udać się na miejsce zbrodni w celu poprowadzenia śledztwa. Jednak Joe Alex proponuje mu swoje towarzystwo oraz pomoc w rozwikłaniu zagadki zaskakującej śmierci. Ben Parker się zgadza, obydwaj panowie żegnają się z Karoliną i zaczynają wspólnie tropić mordercę.

Akcja zaczyna się toczyć w nieśpiesznym tempie, ale ciągle skoncentrowanym na prowadzonym śledztwie. Szybko okazuje się, że postacią bystrzejszą, obdarzoną nieprzeciętną inteligencją, jest Joe Alex. To on skierowuje śledztwo na właściwe tory, podaje wskazówki oraz układa cały schemat działania mordercy w oparciu o skąpe z początku poszlaki. Mamy tu także liczne zwroty w prowadzonym śledztwie. Kiedy wydaje się, że Alex odkrywa już wszystkie karty, on tymczasem robi zwrot i wyciąga, niczym z rękawa, kolejne asy, zmieniające tok rozumowania. Na końcu, jak to w klasycznych kryminałach bywa, mamy całą wykładnię zbrodni - jej przebieg i motywy. Trzeba także zauważyć, że autor daje również czytelnikowi możliwość rozwiązywania zagadki. Wszelkie tropy wyłożone są jak na tacy. Dedukując, czytelnik ma taką samą możliwość dojścia do mordercy, jak bohaterowie prowadzący śledztwo.

Maciej Słomczyński czerpie garściami inspiracje od Agathy Christie i Artura Conan Doyle'a. Czytelnik czytujący powyższych autorów z łatwością owe podobieństwa wyłapie. Co więcej, dzięki znajomości ich twórczości, łatwo może odkryć motywy postępowania i mordercę ukrytego w książce Alexa. Niemniej jednak należy docenić spójność, konsekwencję i umiejętność posługiwania się przez autora kryminalną konwencją. Z tej też przyczyny z chęcią sięgnę po kolejne przygody Joe Alexa i Bena Parkera. 




 
Joe Alex, Śmierć mówi w moim imieniu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1960.

 
 

wtorek, 27 maja 2014

O sztuce, Gdańsku i zbrodni


Przestrzenie miejskie są wdzięcznym miejscem dla rozegrania się akcji kryminału. Prawie każde miasto ma swoje sekrety, oryginalną historię i specyficzny klimat. Do tego różne zaułki, podejrzane miejsca są doskonałym tłem, aby przedstawić na nim efektowne pościgi czy dyskretne śledzenie. Miasto może być także bohaterem powieści. Od autora zależy czy przedstawi je w realiach współczesnych, czy przeniesie akcję w czasy mniej, bądź bardziej odległe. Jedno jest pewne — umiejscowienie wydarzeń w konkretnym mieście otwiera przed autorem wiele możliwości. Stąd swoje miejsce w polskiej literaturze kryminalnej mają takie miasta jak: Lublin (za sprawą Marcina Wrońskiego), Wrocław (uchwycony w kryminałach Marka Krajewskiego) czy przedwojenny Lwów (bardzo klimatycznie zarysowany w książkach Pawła Jaszczuka). Do tego grona można zaliczyć także Gdańsk, który jest tłem i miejscem akcji kryminału Anny Klejzerowicz. „Sąd ostateczny” — bo o nim mowa — rozgrywa się jednak nie tylko w Gdańsku, ale w całym Trójmieście. Dodatkowo mamy tu także nawiązania do sztuki, wątki miłosne  oraz zbrodnie popełniane z dość specyficznym okrucieństwem.



Dla osób czytujących kryminały, „Sąd ostateczny” z pewnością wyda się utworem znajomym. Dzieje się tak dlatego, że autorka wykorzystuje w nim motywy dobrze znane w literaturze kryminalnej. Zacznijmy od głównego bohatera, którym jest dziennikarz Emil Żądło. Poznajemy go, kiedy jest w zupełnej rozsypce. Nie wiedzie mu się zarówno zawodowo jak i prywatnie. Jest rozwiedziony, żona utrudnia mu kontakty z synem oraz wyrzuca mu ciągły brak przelewu z obecnymi i zaległymi alimentami. Mamy więc dobrze znanego bohatera z nieudanym życiem. Jednak w tym tunelu porażek pojawia się dla Emila nieoczekiwane światełko nadziei. Przypadkowo spotyka córkę swojej dawnej sąsiadki, która wraz z chłopakiem postanowiła założyć wydawnictwo i wydawać bezpłatną gazetę, utrzymywaną jedynie z reklam. Póki co nie jest to przedsięwzięcie zbyt dochodowe, ale młodzi uważają, że mają przed sobą świetlane perspektywy. Proponują Emilowi współpracę. Dziennikarz zgadza się i po wypiciu paru piw w towarzystwie pary, obiecuje skontaktować się z nimi następnego dnia. Następny dzień przynosi jednak rozczarowanie. Telefon chłopaka milczy. Jak się potem okazuje, para została brutalnie zamordowana. Emil więc z osobistych pobudek, jak i z zamiłowania do rozwiązywania kryminalnych zagadek, zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, którego efektem będą zaskakujące odkrycia.



Jeśli chodzi o postać mordercy, również skonstruowany jest tak, aby przywodzić na myśl skojarzenia z licznym korowodem innych powieściowych morderców. Mamy więc tu motyw szaleństwa czy narrację prowadzoną z perspektywy mordercy. Zaglądamy także w jego myśli i motywy postępowania, które — za co należy się plus — obszernie wyjaśnione są także w partiach końcowych powieści.



Przejdźmy jednak do wątków, które pojawiają się tylko w kryminale Anny Klejzerowicz (chyba, że pojawiają się też w innych powieściach kryminalnych, o których nie wiem). To przede wszystkim uczynienie swoistego bohatera z dzieła malarskiego. Jest nim „Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga. Na nim (chyba nie zdradzę zbyt wiele z fabuły) wzoruje się w swoich poczynaniach morderca. Ale jest też w powieści przedstawiona historia samego obrazu, ukazująca również kontekst współczesny. Do tego mamy także interpretację scen ukazanych na płótnie. Są to te części książki, które najbardziej przykuwają uwagę i jeśli zamierzeniem autorskim było zainteresowanie czytelnika historią obrazu oraz w ogóle sztuką, to zabieg ten w pełni się udaje.



„Sąd ostateczny” jest moją drugą, po „Liście z powstania”, książką Anny Klejzerowicz. To co rzuca się w oczy po przeczytaniu tych dwóch pozycji (nie wiem jak jest w przypadku innych), to fakt, że autorka lubuje się w dobrych zakończeniach. Toteż i Emil Żądło, po życiowych porażkach, odnajdzie swoje szczęście. Jak i inni bohaterowie. A skoro jestem już przy bohaterach, to nie mogę nie wspomnieć o pewnym małym bohaterze o imieniu Bolero, który miał swój autentyczny, i skuteczny, udział w schwytaniu mordercy. Kim jest i co zrobił? O tym oczywiście w książce.



Z formalnego punktu widzenia „Sąd ostateczny” jest kryminałem skonstruowanym bardzo poprawnie. Ale muszę porównać go z poprzednią czytaną przeze mnie książką tej autorki. I muszę także przyznać, że „List z powstania” wzbudził we mnie większe emocje i czytelniczą przyjemność. Myślę, że tkwi to w niesztampowym potraktowaniu kryminalnego schematu. Od „Listu...” nie mogłam się oderwać, „Sąd...” natomiast czytało mi się lekko i przyjemnie. Jednak na tyle przyjemnie, aby mieć chęć poznania dalszych losów Emila Żądło i zagadek kryminalnych, które przyjdzie mu rozwiązać. 





A. Klejzerowicz, Sąd ostateczny, Wydawnictwo Replika, Zakrzewo 2014.

środa, 21 maja 2014

Diabły w Moskwie


O „Mistrzu i Małgorzacie” zwykło się mówić, że jest to jedna z ważniejszych powieści dwudziestego wieku. Należy także dodać, że jest to również najważniejsza książka Michaiła Bułhakowa, nie tylko na tle całej twórczości pisarza, ale także jako utwór, któremu autor poświęcał szczególną uwagę. Uważał go za dzieło swojego życia, pisane przez dwanaście lat i poprawiane niemalże do samej śmierci, w którym zawarł nie tylko główną myśl, ale i rzeczywiste przeżycia, ubrane w kostium powieściowy. „Mistrz i Małgorzata” jest więc utworem z kluczem, który dla znających kontekst jego powstania, jest dosyć prosty do odnalezienia. Przede wszystkim jednak jest to powieść o uniwersalnym przesłaniu, którego nie przykrywają autorskie rozliczenia z trudami życia. Co więcej, ubrane w fantastyczne szaty, tworzą magiczną rzeczywistość, w której wszystko jest możliwe.

Rzecz dzieje się w Moskwie, rozpoczyna się pewnego upalnego wiosennego dnia. Między redaktorem literackiego czasopisma, a młodym poetą toczy się dyskusja na tematy około religijne. Redaktorem jest Michał Aleksandrowicz Berlioz, a poetą Iwan Nikołajewicz Ponyriow, publikujący pod pseudonimem Bezdomny. Do rozmowy dwóch interlokutorów włącza się trzecia osoba – dziwnie, wręcz nieziemsko, wyglądający mężczyzna, który przepowiada Berliozowi szybką i niechybną śmierć. Niedowierzanie redaktora jest tak ogromne, jak po fakcie jego śmierci zaskoczenie i zgroza, którą poczuł Bezdomny. Poeta pragnąc złapać enigmatycznego mężczyznę, w którym rozpoznał jakąś dziwną siłę nieczystą, zostaje odebrany przez otoczenie jako wariat. Jego szaleństwo potwierdza także lekarz toteż Iwan Nikołajewicz Ponyriow zostaje zamknięty w szpitalu dla chorych umysłowo. Tymczasem w mieście zaczynają się dziać rzeczy zgoła dziwne i niewytłumaczalne: pieniądze zamieniają się w niepotrzebne śmieci, po ulicach biegają roznegliżowane kobiety, czarny kot kupuje bilet w tramwaju, pewna niewiasta przemienia się w czarownicę i ulatuje przez okno na miotle, jeden delikwent w enigmatyczny sposób przenosi się w okamgnieniu w miejsce oddalone o tysiące kilometrów... A wszystko to, jak się okazuje, dzieje się za sprawą diabła, który wraz ze swoją przerażającą świtą zatrzymał się w Moskwie i postanowił trochę namieszać w życiu jej mieszkańców.

Zamieszanie, które udało się diabłu wywołać, paraliżuje życie miasta, co świadczy o mocy oddziaływania zjawisk irracjonalnych na ogólną świadomość danej społeczności. Strach i szaleństwo kładzie się cieniem nad całym miastem. Diabelski korowód zdaje się jednak bawić wyśmienicie. Sceneria jego zabawy dodatkowo skąpana jest w mrokach nocy, rozpraszanej blaskiem księżyca, co tworzy specyficzny klimat tajemniczości i grozy. Stąd można w powieści odnaleźć motywy i rekwizyty wykorzystywane w takim gatunku jak horror. Jednak atmosfera ciągłej zabawy, humorystyczne scenki i dialogi, sprawiają, że w trakcie lektury bardziej odczuwa się atmosferę radości niż strach i grozę. Bułhakow wykorzystuje także motywy dobrze znane we współczesnej mu literaturze. Mamy więc tu scenę balu, który odbywa się u szatana oraz wagę przypisaną do motywu księgi, rozumianej tu jako rekwizyt mający duży wpływ na losy świata i jego historię. Kreacyjna moc słowa, zawartego w księdze, jest ogromna. Słowo może nie tylko stwarzać kanoniczną wersję historii, ale mieszać to co realne z tym co nieziemskie bądź fikcyjne. Przekonuje się o tym tytułowy Mistrz. Świadomość tę posiada także jego ukochana Małgorzata, która zrobi wszystko, aby zachować rękopisy swego kochanka i mentora. Księga ma tu jednak również inne znaczenie. To nie tylko zapisane kartki, ale przede wszystkim historia, która została na nich zapisana. Dlatego też zniszczenie rękopisu nie jest dla Mistrza tragedią, historia istnieje w jego głowie. Spalenie księgi ma w powieści także wymiar metaforyczny, jest symbolem porzucenia starego i rozpoczęcia nowego życia.

Powieść ma kilka wątków. Do głównych należy zaliczyć: miłość Mistrza i Małgorzaty oraz historię Jeszui, czyli Jezusa Chrystusa. Główna myśl, która wyłania się z powieści, jest natomiast następująca: bez względu na historyczne zawirowania, nawet jeśli opatrzone są stygmatem tajemniczości i irracjonalności, świat podążą swoim stałym, niezmiennym rytmem. Zdarzenia bywają zapominane, a w tym całym pozornym chaosie jest jednak porządek, konsekwencja i powtarzalność: „[...] wszystko będzie tak, jak być powinno...” – mówi tytułowa bohaterka na koniec historii i powieści.

Z czytaniem klasyki bywa różnie. A zwłaszcza z wrażeniami z jej lektury. Bywa, że dany klasyk okazuje się niemiłosiernie nudny, nie wciągający i trudny do zrozumienia. Przy czytaniu „Mistrza i Małgorzaty” uczucie znużenia towarzyszyło mi tylko na początku. Mniej więcej w połowie, przy drugiej części, byłam już zaczytana totalnie. Na uznanie z pewnością zasługują przedstawione z niezwykłym rozmachem sceny balu, czy lotu Małgorzaty nad miastem. Do tego oryginalne i kolorowe postacie, przedstawione w niekonwencjonalnych sytuacjach. „Mistrz i Małgorzata” to nie tylko klasyk, ale barwna i wciągająca lektura, która porywa atmosferą, historią i postaciami. Zdecydowanie warta przeczytania. 


M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, przeł. I. Lewandowska, W. Dąbrowski, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 1990.

środa, 30 kwietnia 2014

Żyjąc w dwóch światach


Najnowsza książka Jonathana Carrolla nosi tytuł „Kąpiąc lwa”. Pisarz, bardziej niż kiedykolwiek, pozwolił sobie na umieszczenie praktycznie całej akcji powyższej powieści w rzeczywistości onirycznej. Totalnie zamazał granicę między jawą i snem. Przyglądając się twórczości Carrolla można stwierdzić, że każda jego powieść opiera się na podobnym schemacie, poszczególni bohaterowie występują w różnych książkach, a fantastyczna rzeczywistość nosi znamiona w równym stopniu prawdopodobieństwa, jak i fantazji. Jednakże jeśli zechcieć poszukać tytułu, który najbardziej nawiązuje do ostatniej powieści Carrolla, to okazuje się nim być tytuł „Kości księżyca”. Wprawdzie w „Kościach księżyca” rzeczywistość dosyć płynnie przenika się ze snem i jedno nie dominuje drugiego, ale marzenie senne odgrywa tu nie mniejszą rolę niż właśnie w książce zatytułowanej „Kąpiąc lwa”.

Główną bohaterką jest Cullen. To kobieta spełniona zarówno na gruncie zawodowym jak i rodzinnym. Ma wspaniałego męża, córeczkę i oddanego przyjaciela. Jednak od pewnego czasu zaczynają męczyć ją dziwne sny. Śni o olbrzymich zwierzętach i dość groteskowych stworach. Dziwności dodaje fakt, iż sny mają charakter seryjny. Cullen ma wrażenie, że śni się jej jakaś historia, a każdy kolejny sen jest jak kolejny odcinek serialu, bądź rozdział czytanej książki. Okazuje się także, że ma ona do spełnienia pewną misję, której elementem jest odnalezienie enigmatycznych kości księżyca. Z czasem jednak owe sny zaczynają ją przerażać. Nie tylko swoją powtarzalnością, ale faktem przenikania pewnych sennych aspektów do jej życia codziennego, które powoli zaczyna zmieniać się w koszmar.

Carroll po raz kolejny utwierdza swoją pozycję jako pisarza oscylującego wokół realizmu magicznego. Potwierdza także moje przekonanie, że jest to pisarz o nieograniczonej wyobraźni. Objawia się to poprzez eksplorowanie różnych płaszczyzn jako miejsc do poprowadzenia akcji powieści. Sen, życie po śmierci – są to rejony, w których zazwyczaj dzieje się akcja jego utworów. Zawsze jednak mają one jakieś odniesienie do rzeczywistości. Zazwyczaj jest to przenikanie się poszczególnych elementów z różnych płaszczyzn. U Carrolla normalne jest to, że stwory ze snu nagle mogą zostać zobaczone w zwykłym świecie. Normalne jest także to, że jego bohaterowie posiadają niezwykłe moce, których używają nie tylko w wyimaginowanym świecie, ale i w tym realnym. Jego wyobraźnia objawia się także w płaszczyźnie językowej. Wystarczy przyjrzeć się tylko tytułom jego książek – niemal wszystkie są ładne, oryginalne i poetyckie. Również takie są imiona i nazwy miejsc pojawiające się w jego pisarstwie.

Mimo całej sympatii do twórczości Carrolla muszę jednak stwierdzić, że „Kości księżyca” są jedną z jego słabszych powieści. Natomiast jedną z najlepszych – niezmiennie - jest „Kraina Chichów”.
 
 
 J. Carroll, Kości księżyca, przeł. Z. Batko, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1997.

piątek, 25 kwietnia 2014

Wieloznaczna gra


„Gra” jest siódmą powieścią napisaną przez Jerzego Kosińskiego. Autor debiutował książką zatytułowaną „Malowany ptak”, która przyniosła mu nie tylko popularność, ale wykreowała go także na twórcę kontrowersyjnego. Wcześniej wydał dwie pozycje („Przyszłość należy do nas, towarzyszu”, „Nie ma trzeciej drogi”) pod pseudonimem Joseph Novak. Jednak jego faktyczną drogę do pisarstwa utorował mu właśnie „Malowany ptak”. Styl Kosińskiego jest charakterystyczny, nie stroniący od naturalistycznych opisów oraz śmiałych scen erotycznych. W „Grze” naturalizmu jest mało, za to erotyzm wypełnia niemalże każdą stronę, jak i muzyka, która jest wątkiem przewodnim.

Patrick Domostroy jest kompozytorem, którego sława już przeminęła. Kiedyś rozchwytywany przez media i publiczność, dziś grywa w podrzędnych knajpach, żyjąc skromnie i bez wygód. Cierpi także na brak weny oraz ubóstwo inspiracji. Wydaje się jednak osobą pogodzoną z losem, nie ma do siebie, ani do nikogo pretensji. Pewnego dnia w jego życiu pojawia się tajemnicza kobieta. Ma na imię Andrea i obsesję, która determinuje jej życie. Chciałaby poznać, i zaciągnąć do łóżka, enigmatycznego Goddarda. Goddard jest gwiazdą muzyki rockowej. Jego płyty sprzedają się w milionowych nakładach. Publiczność kocha jego muzykę, krytycy uważają go za muzyczne objawienie. Jest jednak pewien problem. Goddard nie ujawnia swojej tożsamości, nikt nie wie kim jest utalentowany muzyk i jak wygląda. Andrea chce odkryć jego tajemnicę, która wprawia ją w stan chronicznego podniecenia. Potrzebuje do tego Domostroya. Uważa, że jako muzyk, mimo że już nie popularny, ma wejścia do wytwórni płytowych oraz kontakty z ludźmi w branży muzycznej, które mogłyby jej pomóc w osiągnięciu zamierzonego celu. Domostroy zgadza się jej pomoc, głównie z dwóch powodów: tropienie tajemniczego muzyka zabije nudę i wprawi go choć trochę w stan podekscytowania; drugim powodem jest fakt, iż Andrea za pomoc i przysługę zaoferowała mu swoje usługi seksualne. Domostroy zaczyna więc romans z Andreą oraz prywatne śledztwo, mające w efekcie zaskakujące zakończenie.

„Gra” z jednej strony jest książką o charakterze sensacyjnym. Wątek prywatnego śledztwa trzyma w napięciu i jednocześnie napędza akcję powieści. Z drugiej strony jest to opowieść o samotności, braku zrozumienia, jego potrzebie oraz o miłości. To także historia zza kulis procesu twórczego oraz sztuki. Głównym tematem jest zaś muzyka. Szukając informacji o wykształceniu Kosińskiego, nie natknęłam się na wzmianki o jego muzycznej edukacji toteż wypada sądzić, iż był w tej kwestii samoukiem. Trzeba przyznać, że jego wiedza muzyczna była imponująca. W powieści widoczny jest także wpływ jego innej pasji, czyli fotografii.

Postacie, występujące w powieści, cechuje nie tylko wyjątkowa wrażliwość na sztukę, ale także bogate życie i doświadczenie erotyczne. Każdy bohater ma w tej kwestii własną historię do opowiedzenia, co czyni z książki momentami tekst nawiązujący do „Decameronu” Boccaciego. Aczkolwiek nie sądzę, aby było to świadome nawiązanie. Sama postać Domostroya natomiast sprawia wrażenia alter ego autora. Konstruując ją, autor pokazał mechanizm rodzenia się plotek na temat jego wybujałego życia, w tym również erotycznego. Tymczasem, jak się okaże w finale, Domostroy jest postacią szukającą i jak najbardziej zdolną do miłości.

Tytuł powieści jest oczywiście wieloznaczny. Odnosi się zarówno do gry na instrumencie muzycznym, jak i gier, które na co dzień prowadzą ludzie. Bywają to gry erotyczne, gry w relacjach międzyludzkich oraz kreacje artystów i muzyków. Jednak za każdą z poszczególnych gier kryje się potrzeba zrozumienia i bliskości, nie tylko fizycznej, ale i tej duchowej. Być może i takiej poszukiwał też autor.



 J. Kosiński, Gra, przeł. E. Kulik-Bielińska, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa 1993.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Efekt klosza


Pierwsza próba napisania powieści "Pod kopułą" pojawiła się już w 1976 roku. King napisał wówczas pierwszy rozdział, którego nie kontynuował przez ponad trzydzieści lat. Ale - jak napisał w posłowiu do wydanej ostatecznie książki - pomysł o zamknięciu pod kloszem małego miasteczka i opisaniu wydarzeń, które nastąpiły w efekcie odcięcia miasta od reszty świata, nigdy go nie opuścił. Powrócił do niego w roku 2007. Z pewnością powieść napisana w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku wyglądałaby trochę inaczej - przede wszystkim z powodu mniej rozwiniętej techniki i technologii oraz nieświadomości pewnych wydarzeń, które nastąpiły na początku dwudziestego pierwszego wieku. Główna myśl jednak pewnie byłaby ta sama, bo niektóre cechy natury ludzkiej bywają uniwersalne w każdym czasie. Powieść "Pod kopułą", rozpoczęta w 2007 roku i zakończona w roku 2009, ukazuje je w realiach współczesnych, kiedy komunikacja międzyludzka wyposażona jest w takie narzędzia jak telefony komórkowe i internet. Świat, przynajmniej jego zachodnia część, wydaje się uporządkowany i bezpieczny. A mimo to pojawia się zagrożenie, które wywołuje nieracjonalne reakcje i eskalację wewnętrznej przemocy. "Pod kopułą" to jedna z dłuższych książek Kinga, liczy ponad dziewięćset stron.

Akcja rozpoczyna się w momencie, kiedy Dale Barbara, pracownik jednego z miejscowych lokali gastronomicznych, postanawia opuścić miasto i rozpocząć nowe życie. Tak naprawdę od spełnienia postanowienia dzielą go minuty. Gdyby kobieta wyjeżdżająca z miasta, zatrzymała się i zabrała go z miejsca dla autostopowiczów, pojechałby z nią i nigdy nie doświadczył zdarzeń, które miały się rozegrać w miasteczku w ciągu najbliższych kilku dni. Kobieta jednak się nie zatrzymuje, a Barbara zostaje uwięziony w miejscu, z którego chciał uciec. Dziwne rzeczy zaczynają się dziać z chwilą katastrofy lotniczej. Sama katastrofa nie wygląda normalnie. Szczątki rozbitego samolotu świadczą o tym, że zderzył się on z czymś z ogromną siłą. Do tego w miejscu, z którego zaczął spadać, została ciemna smuga, wyglądająca jakby rozmazana na szkle. Mieszkańcy miasta jeszcze nie wiedzą, że zostało ono odcięte od świata przez dziwną kopułę przykrywającą całą miejscowość, sięgającą również kilkadziesiąt metrów w głąb ziemi. Stąd dochodzi do licznych wypadków samochodowych - auta zderzają się z niewidoczną powierzchnią kopuły, oraz do okaleczeń osób i zwierząt, które znajdowały się niefortunnie akurat w miejscu i w czasie powstania kopuły. Najbliższe dni przyniosą jednak tragiczniejsze wydarzenia - serię morderstw, samobójstw, grabieży i wyłonienie się autorytarnego przywódcy, który nie zawaha się nawet przez chwilę przed zniszczeniem osób, które będą chciały mu przeszkodzić w drodze do władzy absolutnej.

Ludność małego miasteczka, zamkniętego pod kopułą, jak w soczewce skupia w sobie liczne i różnorakie postawy, które krystalizują się coraz intensywniej wraz ze stopniem narastania zagrożenia. Jedni popełniają samobójstwa, inni dają się zwieść retoryce szaleńca, jakim z pewnością jest zastępca przewodniczącego rady miasta - Jim Rennie, zwany także Dużym Jimmem. Ale jest także grupa, która zdaje się myśleć racjonalnie i stara się nie dopuścić do przejęcia całkowitej władzy przez Renniego. Mimo że pomysł Kinga o przyjrzeniu się pewnej społeczności, zupełnie odciętej do świata i pozostawionej samej sobie, nie jest nowy, jako analogię często przywołuje się "Władcę much" Goldinga, to trzeba przyznać, że pisarzowi udało się stworzyć znakomitą panoramę małego miasteczka oraz jego mieszkańców. Z dbałością o każdy szczegół zarysowuje postacie, okolicę i cechy charakterystyczne małego amerykańskiego miasta. Mamy więc tu między innymi: dwa kościoły, radę miasta, szpital, supermarket oraz redakcję lokalnej gazety, które w toku prowadzonej narracji stają się także elementami rzeczywistości apokaliptycznej.

Ponadto King świetnie pokazał mechanizm rodzenia się autorytarnego systemu, który na swoim czele stawia zwykłego szaleńca, opętanego chęcią posiadania nieograniczonej władzy. Rennie dodatkowo ma jeszcze na sumieniu pewne brudy, które przed nastaniem klosza skrzętnie ukrywał. Teraz jednak sytuacja się zmieniła i swoimi nieczystymi zagrywkami pragnie obarczyć Dale'a Barbarę oraz dokonać na nim egzekucji, która ma zastraszyć resztę mieszkańców miasta. Rennie to także swoistego rodzaju chrześcijański fanatyk religijny, swoje działania usprawiedliwiający poniekąd wolą Boga. W ten sposób King pokazuje, że religijny fundamentalizm  i zagrożenia z nim związane są nie tylko domeną krajów muzułmańskich, ale że religijny szaleniec może objawić się nawet w spokojnym, i wydawałoby się, że bezpiecznym, małym miasteczku amerykańskim, bez względu na to jaką religię wyznaje. 

"Pod kopułą" to najdłuższa książka Kinga, którą udało mi się przeczytać. I ze względu na jej rozmach, barwne postacie, akcję stale trzymającą w napięciu i ciągle się rozwijającą oraz tematykę, muszę ją zaliczyć do jednej z bardziej udanych i lubianych przeze mnie powieści Kinga. Zwłaszcza, że powieść „Pod kopułą” angażuje emocjonalnie.  Czytelnik nie tylko daje się wciągnąć w życie miasteczka, ale również je przeżywa, bo narracja sprawia, że odczuwa strach, wzruszenie i złość. Ale też rozczarowanie. Bo zakończenie powieści faktycznie rozczarowuje. Jednak dziewięćset stron rozrywki przed zakończeniem, w dużym stopniu mimo wszystko je rekompensuje.  


 

S. King, Pod kopułą, przeł. A. B. Ciepłowska, T. Wilusz, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.

INNE RECENZJE KSIĄŻEK STEPHENA KINGA:

sobota, 15 marca 2014

Miłość, śmierć, żałoba


W 2006 roku Stephen King opublikował dwie powieści: „Komórkę” i „Historię Lisey”. Pierwsza jest przykładem typowego Kingowskiego horroru. Dziwne ludzkie monstra grasują na ziemi. Pałają rządzą mordu, sieją strach i charakteryzują się nadludzkimi zdolnościami – telepatią i psychokinezą. Druga natomiast jest powrotem do Kingowskiej powieści psychologicznej. Nie pozbawionej jednak elementów z pogranicza jawy i rzeczywistości, wplecionych w wątki obyczajowe. Dodatkowo język drugiej powieści obfituje w liczne neologizmy, nie spotykane na taką skalę we wcześniejszej twórczości Kinga. Również zakres poruszanej tematyki jest głębszy: rodzinne więzy, miłość, szaleństwo, śmierć bliskiej osoby, traumatyczne dzieciństwo, życie w cieniu popularnego pisarza.



Tytułowa Lisey jest żoną pisarza Scotta Landona. W chwili kiedy ją poznajemy jej życie u boku Scotta dobiegło już końca. Mąż zmarł dwa lata temu, ale Lisey nadal pielęgnuje wspomnienia o nim. Gdy żył, towarzyszyła mu we wszystkich wydarzeniach związanych z promowaniem jego pisarstwa. Jeździła na odczyty, spotkania promocyjne, inauguracje i zawsze traktowana była jako postać drugoplanowa w otoczce sukcesu i popularności, w której brylował jej mąż. Mimo, że od śmierci Scotta minęło już dwa lata, kobieta dopiero teraz zaczyna porządkować jego gabinet i rzeczy po nim. Zadanie nie okazuje się łatwe. Z jednej strony tonie wciąż we wspomnieniach o mężu i wyjątkowej miłości, która ich połączyła, a z drugiej zmierza się z tajemnicami i upiorami, które dręczyły go za życia. Do tego dochodzi niezrównoważony prześladowca - będący fanem twórczości Landona – który pragnie zrobić jej krzywdę, doznając przy tym seksualnej przyjemności.



Pierwsze strony powieści wprowadzają czytelnika w arkana oraz w blaski i cienie egzystencji ze sławną osobą. W tym przypadku jest to pisarz. Takie życie obfituje w sytuacje, w których wielokrotnie pozostaje się w cieniu i w stanie podporządkowania. Przynajmniej tak zachowuje się Lisey. Rytm jej życia wyznaczają wydarzenia dziejące się w życiu Scotta. Czasem ubolewa nad tym i właściwie trudno ocenić, czy jest to jej świadomy wybór, czy sposób na życie narzucony z zewnątrz. Scott ma swoje pisanie, a ona poza życiem w związku z nim nie posiada nic. W takiej sytuacji wątłym blaskiem okazuje się fakt, że na hasło, iż jest żoną Scotta Landona może liczyć na różne udogodnienia życiowe w codziennych sytuacjach – na przykład przyjęcie do szpitala jej siostry, mimo że szpital nie posiada w danej chwili wolnych miejsc.



„Historia Lisey”, podobnie jak „Lśnienie”, wpisuje się również w opowieść o szaleństwie. Dotyka ono postaci ojca Scotta Landona. Po raz kolejny King pokazuje jak nie leczona choroba psychiczna niszczy nie tylko osobę chorą, ale także jej otoczenie, jak odbija się na psychice dorastającego dziecka. Jest to jeden z bardziej przejmujących i tragicznych wątków powieści. Choroba dotyka także siostrę Lisey – Amandę. Objawy chorobowe towarzyszące szaleństwu opisanemu przez Kinga to, oprócz znęcania się psychicznego, także akty samookaleczania oraz znęcanie fizyczne nad innymi osobami. Jest to ważny wątek w książce, stąd z całą pewnością można nazwać ją powieścią psychologiczną.



Na psychologizm powieści składa się także studium żałoby. Historia Lisey jest historią przeżywania smutku po stracie ukochanej osoby. W przypadku Lisey do żałobnego żalu dochodzi jednak coś jeszcze. Upiory, wspomnienia i traumy, które nękały całe życie Scotta zostają jej oddane niejako w spadku. Po śmierci męża musi się z nimi uprać i je pokonać. Wygraną jest dalsze, spokojne życie. Czy jednak wiedza, którą posiadła na temat Scotta, jego życia, dzieciństwa i źródeł inspiracji da się całkowicie usystematyzować, tak, aby można było z nią w miarę normalnie żyć?



„Historia Lisey” jest także historią ocalającej miłości. To uczuciu, które połączyło Scotta i Lisey sprawiało, że Scott mógł normalnie funkcjonować. Lisey stała się jego towarzyszką i powierniczką sekretów. W ich związku nie brakowało także namiętności i prawdziwej przyjaźni. Rozumieli się bez słów, a te, które wymyślali stawały się częścią ich wyjątkowego i intymnego języka, nie zrozumiałego dla osób postronnych.



Stephen King w wywiadach często podkreśla, że „Historia Lisey” jest jego ulubioną powieścią. Na pewno jest to powieść, która skupia w sobie wszystkie aspekty, za które ceni się twórczość Kinga. Wątki obyczajowe, psychologizm, elementy nadrzeczywiste tworzą tu wyważoną mieszankę, której akcja snuje się we właściwym tempie, aż do poruszającego zakończenia.




Stephen King, Historia Lisey, przeł. Maciejka Mazan, Tomasz Wilusz, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2006.

INNE RECENZJE KSIĄŻEK STEPHENA KINGA:

Efekt klosza 

poniedziałek, 3 lutego 2014

Dwoje detektywów i sześć zagadek


Agathy Christie z pewnością nie trzeba przedstawiać. Nazywana królową kryminału swoim nazwiskiem sygnuje klasykę tego gatunku. Stworzyła nie tylko niemalże archetypowe postaci dwójki detektywów, ale także wymyśliła charakterystyczne kryminalne rekwizytorium, do którego odnoszą się jej kontynuatorzy i następcy. Intryga zaskakująca swoim zakończeniem, akcja rozłożona na kilku bohaterów, wśród których na pewno znajduje się sprawca zbrodni, rekonstruowanie przebiegu zdarzeń przypominające układanie puzzli, którymi są poznawane w toku śledztwa fakty – to tylko niektóre wyznaczniki jej opowieści. Ale o tym jak bardzo się sprawdzają może poświadczyć nie tylko ogromna ilościowo twórczość samej Christie. Wydany ostatnio kryminał J. K. Rowling zatytułowany „Wołanie kukułki” również zawiera wiele literackich chwytów charakterystycznych dla kryminałów Agathy Christie. Podobieństwa widać nie tylko w konstrukcji głównego bohatera, ale także w sposobie poprowadzenia intrygi kryminalnej.

O ile jednak Rowling jest debiutantką jeśli chodzi o gatunek kryminalny, o tyle Christie jest oczywiście autorką licznych tomów powieściowych zachowujących kryminalne klimaty. Jest również autorką opowiadań o wspomnianej tematyce. Sześć z nich tworzy zbiór zatytułowany „Tajemnica gwiazdkowego puddingu”. Tytuł zbioru jest jednocześnie tytułem jednego z opowiadań. Mimo że sugeruje on świąteczną tematykę to tak naprawdę zachowuje ją tylko tytułowe opowiadanie – poprzez umiejscowienie akcji właśnie w świątecznym okresie. Pozostałe nie mają wyraźnej cezury czasowej, która określałaby czas akcji. Głównym bohaterem pięciu z nich jest Herkules Poirot. Szóste i ostatnie opowiadanie przypadło pannie Jane Marple. 

„Tajemnica gwiazdkowego puddingu” to opowiadanie, w którym detektyw Poirot poproszony został o bliższe przyjrzenie się pewnej podejrzanej postaci. Nieoczekiwanie zostaje wplątany w zagadkę kryminalną, która początkowo ma być tylko figlem i próbą sprawdzenia umiejętności sławnego detektywa. Żart jednak zaczyna przybierać nieoczekiwaną i poważną postać. Poirot zostaje więc wplątany w kolejne morderstwo i - jak to zwykle w jego przypadku bywa – nie spocznie do póki z wrodzoną łatwością i błyskotliwością nie odnajdzie sprawcy całego zamieszania. W „Zagadce hiszpańskiej skrzyni” pomaga odgadnąć tajemnicę dziwnych okoliczności odnalezienia zwłok w pokojowej skrzyni. Zostaje w niej znaleziony mąż pewnej młodej kobiety, która z powodu licznych adoratorów była niezmiennym obiektem zazdrości wspomnianego męża. Ale dlaczego w skrzyni znajduje się mąż, a nie na przykład któryś z jej adoratorów? Mąż miałby przecież najsilniejszy motyw. Wynik śledztwa przeprowadzonego przez Poirota okaże się nie mniej zaskakujący niż trup męża w rzeczonej skrzyni. Opowiadanie „Popychadło” ukaże natomiast jedną z cech natury ludzkiej, która przy skłonnościach do morderstwa może się okazać mieszanką wybuchową. „Dwadzieścia cztery kosy” to opowieść o pewnej mistyfikacji i chciwości. „Sen” jest opowiadaniem chyba najlepiej skonstruowanym pod względem intrygi, ale daje też jasny przekaz, że tak naprawdę nie ma zbrodni doskonałej. Ostatnia opowieść: „Szaleństwo Greenshawa”, której bohaterką jest panna Marple, podobnie jak „Dwadzieścia cztery kosy” dotyczy mistyfikacji i chęci posiadania pieniędzy. Oba opowiadania są bardzo podobne nie tylko pod względem tematu, ale także konstrukcji objawiającej się zastosowaniem tego samego motywu.

W opowiadaniach Christie zwraca uwagę nie tylko na zagadkową zbrodnię czy zaskakujące zakończenie, ale także działania morderców motywuje psychologicznie. Stąd Poirot zanim odnajdzie sprawcę przeprowadza wywiad wśród znajomych ofiary, aby dowiedzieć się jaką osobą była. Poirot, niczym zawodowy profiler, tworzy sobie wielowymiarowy, oparty na relacjach bliskich, obraz zamordowanego nieszczęśnika w myśl zasady, że znając ofiarę łatwiej będzie dojść do jej mordercy. Przy okazji dowiaduje się też co nieco o jej rodzinie i znajomych. A że często w tym gronie znajduje się sprawca takie rozpoznanie bywa dla niego bardzo pomocne.

Motywy zbrodni bywają różne. Najczęściej wynikają ze złych ludzkich skłonności i namiętności. Do tragedii prowadzi zazdrość, nieszczęśliwa miłość, chciwość, skrywane frustracje. Nie są to oczywiście bardzo wnikliwe portrety morderców. Ale w kryminałach Agathy Christie nie o to chodzi. Chodzi natomiast o wciągającą intrygę i zaskakujące zakończenie. Opowiadania ze zbioru „Tajemnica gwiazdkowego puddingu” te dwa warunku jak najbardziej spełniają. 

 

A. Christie, Tajemnica gwiazdkowego puddingu, przeł. K. Bockenheim, Wydawnictwo Hachette, 2002.

INNE RECENZJE KSIĄŻEK AGATHY CHRISTIE: